czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 17

Po dosyć długim czasie obrażania się na bloggera w końcu spięłam tyłek i napisałam dla Was rozdział. Miałam zrobić to już w lipcu, ale wyjechałam do pracy na 3 tygodnie  i miałam jedynie do dyspozycji telefon, który okazał się niezbyt dobrym przyjacielem do pisania.

No cóż, mam nadzieję, że wybaczycie mi tą bardzo długą nieobecność i spodoba Wam się rozdział :)      

I chciałabym podziękować Eve za nominację, ale może za jakiś czas się zbiorę i napiszę posta ze wszystkimi nominacjami jakie pominęłam. Miłego czytania!  

         

              „Co robić? Co robić? Wymyśl coś Dżej!” – powiedziałam do siebie w myślach. Nie podobał mi się ten błysk w oku Jimmyego.
-Chłopaki mają trasę i tworzą nowa płytę, więc raczej nie będzie im to pasowało – rzuciłam szybko.
-To nie trasa, tylko pojedyncze koncerty. A między nowymi tekstami i melodiami przydadzą nam się jakieś dwutygodniowe wakacje. – wtrącił Jimmy z satysfakcją.
-No widzisz córeczko, to im dobrze zrobi. – pogłaskała mnie po ramieniu mama.
-Ale… ale przecież nie mamy tylu pieniędzy żeby zapłacić za naszą trójkę i jeszcze za cztery dodatkowe osoby. – odparłam, mając nadzieję, że to coś pomoże. Margareth na chwilę spoważniała, a na jej twarzy malowało się wyraźne zamyślenie. Eric również zaczął się zastanawiać. Jedynie Jimmy wyglądał jakby powstrzymywał się przed parsknięciem śmiechem. Gdyby moje myśli były wyświetlane na wielkim telebimie na moim czole, właśnie w tej chwili pojawiłaby się wielka ręka naklejająca ogromną taśmę na twarz Page’a.
-Przecież to nie problem – odpowiedział z rozbawieniem – możemy zapłacić za siebie, ba, nawet możemy opłacić cały wyjazd. Byleby miło spędzić czas.
-Oj nie Jimmy, nie będziecie za nas płacić.  – powiedziała mama stanowczo, ale spokojnie, tak jak to tylko mamy potrafią. Pewnie każdy miał w dzieciństwie taką sytuację, kiedy ujrzał na sklepowej półce zabawkę i już nic poza nią się nie liczyło. Ojciec mógł prosić i mówić pięćset razy „nie, nie kupimy, zostaw, idziemy do kasy”. Ale kiedy mama przyszła i swoim spokojnie stanowczym (lub stanowczo spokojnym) tonem oznajmiła „Idziemy do kasy i koniec dyskusji” to jakby nagle przed regałem wyrastał 3 metrowy mur, nie do pokonania. Tak było i tym razem – Jimmy zamilkł, ale jestem pewna, że na jego „myślowym telebimie” pojawiłby się napis „Jeszcze zobaczymy”.

           Zrobiło się już dosyć późno i ogarnęło mnie zmęczenie. Wykąpałam się i poszłam do swojego pokoju, zostawiając w salonie Jimmyego, który chciał już jechać do hotelu oraz mamę, która bardzo chciała go zatrzymać u nas. Chyba się cieszy, że poznała kogoś z otoczenia przybranego brata. Zastanawiam się jakby wyglądało ponowne jej spotkanie z Bonzem. Pokłóciliby się, krzyczeli czy wręcz przeciwnie wpadli sobie w ramiona? Może kiedyś to nastąpi.

***

        Weszłam do łazienki i po omacku odkręciłam wodę żeby zmoczyć szczoteczkę. Umyłam zęby i wypłukałam usta. Znów odkręciłam kurek aby przemyć twarz oraz ręce i nagle usłyszałam głośne chlupnięcie, a na stopach i łydkach poczułam wodę. Odskoczyłam od umywalki, ale noga poślizgnęła mi się na mokrych kafelkach i runęłam z hukiem na posadzkę.
-Co do… - wymamrotałam i rozejrzałam się po łazience. Z umywalki strumieniem lała się woda, a po podłodze dało się pływać. Szybkim ruchem zakręciłam kurek, ale to nie było dobre posunięcie. W efekcie nagłego ruchu poczułam niesamowity ból stłuczonej kości ogonowej w wyniku upadku. Spojrzałam w sam środek zalanej umywalki. Na dnie falowało coś ciemnego, zapewne zatkało syfon. Niepewnie wsunęłam rękę do wody, ale kiedy poczułam pod palcami włosowatą strukturę od razu odskoczyłam w tył. Fuj, fuj, fuj! Nienawidzę włosów nie przylegających do głowy, a juz szczególnie tych pływających! Zawsze gdy woda w wannie nie chciała spływać moja mama musiała wyciągać włosy, które zatkały syfon, bo ja od razu miałam odruch wymiotny.
        Zbiegłam na dół i wpadłam do kuchni robiąc piruety na kafelkach, byleby tylko utrzymać równowagę w mokrych skarpetkach. Mama oderwała wzrok od smażonej jajecznicy, a Jimmy siedzący przy stole spojrzał na mnie znad gazety. Łapiąc się blatu przyjęłam pozycję w stylu "nic mi nie jest" i się uśmiechnęłam. Zmierzyli mnie spojrzeniami od stóp do głowy i wtedy zauważyłam, że coś się zmieniło. Z twarzą Jimmyego coś było nie tak, więc przyjrzałam mu się uważnie przez ułamek sekundy.
-Jimmy... Czy ty sobie obciąłeś grzywkę? - spytałam w końcu, unosząc podejrzliwie brew.
-A lekko tak tylko przyciąłem. - odparł nadal lustrując mój mokry strój.
-Lekko? Lekko?! Twoje włosy prawie mnie zabiły! - zmarszczyłam brwi.
-Że co? No one cię raczej w wannie nie chciały utopić.
-W wannie może nie, ale za to zatkały umywalkę, łazienka jest zalana, a ja mam chyba tyłek stłuczony. To zamach w biały dzień! Mogłeś chociaż po sobie posprzątać. - rzuciłam z irytacją.
-Spokojnie córciu, nie może być aż tak źle. - powiedziała spokojnie mama i postawiła na stole talerze z jajecznicą. -Raz dwa się powyciera i będzie czysto.
-Raz dwa? -zaśmiałam się krótko i pociągnęłam ją do łazienki. Page również poderwał się za nami. Mama stanęła jak wryta i uważnie patrzyła na malutką łazienkę zalaną wodą.
-Jimmy - odezwała się w końcu - mop znajdziesz w szafce koło lodówki.
-Ale... - jęknął i rozłożył bezradnie ręce. Uśmiechnęłam się pod nosem z satysfakcja i poszłam się przebrać. Schodząc na śniadanie spojrzałam ukradkiem na Jimmyego. Bezcenne było patrzenie na to jak niezdarnie próbuje po sobie posprzątać.
-Ty chyba nigdy mopa w rękach nie miałeś, co? - zachichotałam. On tylko kiwnął prawie niezauważalnie głową i westchnął ciężko.
-Pokażę ci jak to się robi - chwyciłam odpowiednio mopa i wyczyściłam kawałek podłogi- Widzisz? Tak jest o wiele łatwiej.
Brunet obdarzył mnie lekkim uśmiechem i sprzątał dalej w sposób, który przynosił efekty.

          Mama usiadła naprzeciwko mnie ze swoim talerzem jajecznicy. Codziennie jadłyśmy wspólnie śniadanie, ale tym razem czułam, że coś jest nie tak. Mama była albo zestresowana albo zdezorientowana, bo usiadła na krześle głośniej i gwałtowniej niż zwykle. Niby drobny szczegół, ale u niej właśnie to oznaczało, że coś się dzieje.
-Coś się stało? - spytałam w końcu przerywając niezręczną cieszę między nami.
-Nie, nie - rzuciła szybko mama z wymuszonym uśmiechem i wróciła do grzebania widelcem w talerzu. - W sumie to tak...
Gestem ręki zachęciłam ją aby mówiła dalej.
-Rozmawiałam z Jimmym... - zaczęła wolno. - Spytał czy nie zechciałabym się zobaczyć z Johnem.
-Z Bonzem? Nad czym tu się zastanawiać? Mieliście ze sobą bardzo dobre relacje, zżyliście się ze sobą. - odparłam entuzjastycznie.
-No nie wiem. To było dawno temu i boję się jego reakcji. No wiesz, w końcu minęło tyle lat. Ostatni raz widziałam się z nim jak zaszłam w ciążę. Był malutki...
-Nie ma się czego bać mamo. - złapałam ją za dłoń - Jestem pewna, że on też chciałby się z tobą spotkać.
-Tak myślisz? - podniosła na mnie wzrok.
-Ostatnio nawet pytał o ciebie. I wiesz co? Najlepiej będzie dla ciebie jak zaprosimy go tutaj, bo w domu zawsze czujesz się pewniej.
-A co jeśli odmówi? Jeśli powie, że nie i koniec?
-Wtedy wyślemy do niego Jimmyego i go tu zaciągnie - uśmiechnęłam się.
-Nie będę go do niczego zmuszać - powiedziała stanowczo Margareth.
-Oj no żartuje - pokęciłam głową. - To jak będzie? Spróbujesz chociaż?
-No dobrze -odparła z uśmiechem po chwili namysłu. Wróciłyśmy spokojnie do jedzenia, akurat kiedy Jimmy skończył sprzątać.
-To nie dla mnie - skrzywił się i z obrzydzeniem odrzucił mopa na miejsce.
-Trzeba cię wyszkolić i będzie jak znalazł - zaśmiała się mama. - Może w międzyczasie mógłbyś grać tym, u których byś czyścił.
Obie zaczęłyśmy się śmiać, ale chyba naszemu artyście nie było do śmiechu, bo z markotną miną wrócił do gazety. Kiedy skończyłyśmy jeść mama odstawiła talerz do zlewu i zaczęła ubierać buty.
-Córeczko, pozmywasz? Ja muszę lecieć do pracy, bo zaraz się spóźnię.
-Jasne - zdążyłam jej odpowiedzieć nim drzwi za nią się zatrzasnęły. Jak obiecałam tak zrobiłam. Jedyne co mnie irytowało to Jimmy, którego wzrok czułam co chwilę na sobie.
-Możesz wyjść z Rogerem? Ja mam jeszcze trochę pracy i nie chcę żeby nasikał mi na dywan - powiedziałam w końcu żeby go czymś zająć. Zdziwiłam się trochę kiedy nic nie mówiąc wziął smycz i wyszedł. Poszłam do salonu żeby trochę posprzątać ze stołu i moją uwagę przykuł bagaż. Walizka leżała w kącie pokoju, a po rzeczach wywnioskowałam, że należy do naszego gościa. Górna kieszeń była otwarta, a z niej wystawała otwarta koperta. To co w niej było skłoniło mnie do wyciągnięcia ku po nią ręki. Dwa bilety na samolot... na dzisiejszy wieczór. Co takiego? Ledwo przyleciał i już wraca? Chwila... czy on uważa, że przekona mnie do powrotu kiedy nie zdążyłam się nawet nacieszyć mamą? Jaki ten człowiek jest chaotyczny! Odłożyłam kopertę na stolik, zrobiłam sobie herbatę i z książką położyłam się na leżaku na tarasie. Niedługo po tym usłyszałam otwierane drzwi i pojawił się przy mnie Roger wesoło merdający ogonkiem. Pogłaskałam go po łebku i wróciłam do książki.
-Więc widziałaś - usłyszałam głos Jimmyego za swoimi plecami. Odwróciłam się i spojrzałam na niego jakby nigdy nic.
-Chyba nie chcesz u nas długo zabalować. - odparłam spokojnie. -A moja mama chyba cię polubiła. To bilet dla niej?
-Nie udawaj głupiej, bo taka nie jesteś. Wiesz dla kogo jest ten bilet. - to powiedziawszy Jimmy kucnął przy moim leżaku. Nie wiedziałam co powiedzieć, znów wziął nade mną górę swoją pewnością siebie.
-Chcę żebyś ze mną wróciła. Rozmawiałem z chłopakami, zajęli się tymi porywaczami, nie masz się czego bać, a oni też chcą cię z powrotem. A przecież...
-Obawiam się, że będziesz musiał wrócić sam - przerwałam mu. -Za dwa tygodnie lecę z rodziną za granicę i nie chciałabym latać tam i z powrotem. Jak wrócę to możemy o tym porozmawiać.
-To nie problem przelecieć... przetransportować cię z miejsca na miejsce. - poprawił się Page. Mimo poważnej sytuacji zachichotałam pod nosem. -To jak?
-Wybacz Jimmy, ale chcę trochę pobyć z mamą. Obiecuję ci, że za trzy tygodnie wrócimy do tej rozmowy, okej? -odpowiedziałam spokojnie, ale dostatecznie stanowczo. Brunet kiwnął głową i wrócił do środka.

***

-Szkoda, że już jedziesz. Na pewno nie chcesz żeby cię odwieźć? - spytała mama.
-Na prawdę nie trzeba, za godzinę mam samolot, a taksówka już jedzie. Było bardzo miło cię poznać Margareth, na pewno przekażę wszystko Bonzowi. - uśmiechnął się lekko. Zatrąbiła taksówka pod domem. Bagaż stał już przy drzwiach. Jimmy poderwał się z kanapy i mocno mnie przytulił.
-Pamiętaj, że będę pamiętał o naszej rozmowie, trzymaj się mała - szepnął i poszedł w stronę taksówki. Stojąc w drzwiach domu spoglądałam za odjeżdżającym samochodem.

Przepraszam za wizualny podział tekstu, ale pisałam tutaj na bloggerze, a nie jak to dotąd robiłam, w wordzie.