niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 16

Wesołych świąt, smacznego jajka i mokrego dyngusa! Chociaż patrząc na pogodę za oknem powinnam napisać: wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. Tak czy siak bez zbędnych wstępów zapraszam na rozdział, który przynosi wam wielkanocny Zeppelinowy zajączek :)


Jimmy stał z rozłożonymi rękami jakby szykował się aby mnie przytulić. Uśmiechał się lekko i wyglądał tak uroczo… Od razu zmiękło mi serce, a po ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Zrobiłam ku niemu krok żeby wpaść w jego ramiona i… zamarłam. Coś mnie powstrzymało. Dlaczego przyjechał? Gdzie reszta chłopaków? I skąd on wziął Rogera? Zacisnęłam mocno pięści walcząc ze sobą i rzuciłam mamie szybkie spojrzenie.
-Będę u siebie – powiedziałam szybko, złapałam Jamesa za rękę i wciągnęłam do swojego pokoju.
-Czy to… czy to był Jimmy P-Page? – wybełkotał oszołomiony przyjaciel.
-Tia – wzruszyłam ramionami, starając się udawać obojętną. – Nie mam pojęcia po co przyjechał.
-Chodźmy spytać! – zaproponował wesoło - Ale chwila, co ja mu powiem? Jak się przywitam? Panie Jimmy… niee. Panie Page Patric Jimmy James? Page? Ej Jim? Kuźwa – zaczął panikować.
-James, ogarnij się – złapałam przyjaciela za ramiona i spojrzałam mu prosto w oczy – To Jimmy, tylko Jimmy.
James uniósł brew i spojrzał na mnie jakbym przed chwilą mu powiedziała, że jestem po operacji zmiany płci, ale coś poszło nie tak, dlatego wyrosła mi druga głowa.
-To jest światowej sławy gitarzysta i właśnie siedzi w twoim salonie, a ty nic? – spytał wyraźnie zdziwiony. Otworzyłam usta żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. W brzuchu mi się przewracało, miałam totalny mętlik w głowie. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na chłopaka.
-Jeśli chcesz z nim porozmawiać to możesz iść, on nie będzie miał nic przeciwko – starałam się uśmiechnąć – I wystarczy Jimmy.
Poklepałam Jamesa po ramieniu, a ten aż podskoczył z radości i mocno mnie przytulił.
-Poznam Jimmyego, poznam Jimmyego! – powiedział wesoło i wybiegł z prędkością wiatru z mojego pokoju. Zbiegł po schodach niczym rozpędzony słoń i założę się, że nawet moi sąsiedzi też to słyszeli. Następnie głośny pisk bardziej kobiecy od kobiecego, charakterystyczny tylko dla Jamesa, też na pewno usłyszeli. Powinnam chyba zacząć pobierać opłaty za urozmaicenie ich nudnej playlisty. Od razu padłam na łóżko śmiejąc się jak wiewiórka na haju, po której przejechał pociąg. Cały James. Próbowałam się uspokoić, gdy po paru minutach usłyszałam kroki zbliżające się do mojego pokoju. W drzwiach stanął nie kto inny jak nasz gość.
-Mogę? – spytał niepewnie Jimmy i zrobił krok w przód. Nic nie odpowiedziałam, tylko przerzuciłam wzrok na sufit. Brunet usiadł na skraju łóżka i spojrzał na mnie.
-O co chodzi? – zaczął. Zacisnęłam mocniej usta i walczyłam ze sobą żeby na niego nie spojrzeć. Mimo to czułam jak jego wzrok przewierca mnie na wylot.
-Dlaczego uciekłaś? Co ci zrobiliśmy? – ciągnął dalej.
-Nic – odparłam sucho żeby przestał dalej wypytywać. Ale oczywiście Jimmy Uparty Osioł Page musiał postawić na swoim.
-Czemu jesteś na nas zła?
-Nie jestem – burknęłam.
-To czemu się tak zachowujesz?
-Bo chcę wam uratować życie! – wbiłam w niego wzrok. – A ciebie nie powinno tu w ogóle być!
Jimmy otworzył szeroko oczy i spojrzał na mnie mocno zdziwiony. Milczał, tak jak ja. Zeszkliły mi się oczy i nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Dlaczego po prostu mnie nie zostawi w spokoju? A jeśli tamci porywacze mówili prawdę? Nie chcę żeby coś się stało jemu lub chłopakom. Odwróciłam się plecami do niego i podciągnęłam kolana pod brodę.
-Po prostu sobie idź… - wyszeptałam, chociaż czułam niemal każdą częścią ciała, że określenie „Jimmy Uparty Osioł Page” jest jak najbardziej trafne – nie poszedł, nawet nie drgnął. Patrzył tylko na mnie oczami smutnego, poturbowanego małego chłopczyka, a ja w środku powoli miękłam.
-No dobrze! – jęknęłam w końcu i usiadłam na łóżku – Ktoś mnie porwał i kazał was zostawić pod groźbą waszej krzywdy. Musiałam coś wymyślić żebyście mi dali spokój. Dlatego właśnie nie powinno cię tu być. Nie chcę żeby coś ci się stało. Obiecaj mi, że wrócisz do siebie i o wszystkim zapomnisz.
Page miał minę jakby zaraz miał wybuchnąć złością, jednak zamiast tego uśmiechnął się lekko drwiąco.
-Myślisz, że dalibyśmy się zastraszyć jakimś przypadkowym ludziom? To niedorzeczne. Kochana, chyba nie wiesz jak szeroki zasięg mają nasze wpływy, a także nasi fani. Ty nic nie zrobiłaś złego, więc dlaczego masz od nas uciekać?
-Nie wiedziałam co robić… Myślałam… myślałam, że dzięki temu będziecie bezpieczni. I jesteście. – spojrzałam niepewnie na niego i coś we mnie pękło. Wpadłam w jego ramiona z impetem i mocno go objęłam. Tak bardzo cieszyłam się, że nic mu nie jest.
-Wrócę jutro lub dziś wieczorem do domu, załatwimy z chłopakami wszystko i bezpiecznie do nas wrócisz, dobrze? - spytał Jimmy szeptem. Spojrzałam wolno na niego i ogarnęło mnie dziwne uczucie.
-Czemu aż tak bardzo ci na tym zależy? – spytałam i uniosłam brew.
-Jak wrócisz to zapewne skończę materiał na nową płytę. Mam już 7 utworów odkąd przyjechałaś.
-Inspiruję cię? – wyprostowałam się i lekko uśmiechnęłam, a Page odpowiedział mi  szerokim uśmiechem i skinieniem głowy. No kto by się spodziewał, że taka szara myszka jak Jane Smith będzie czyjąś inspiracją, muzą. Ale przecież jest na tym świecie tyle wspaniałych i pięknych kobiet, miliony dziewczyn mających niesamowite charaktery. A ja? Ja jestem tylko zwykłą dziewczyną z Bostonu, która przypadkiem dowiedziała się o swojej przybranej rodzinie i uparcie chciała ją poznać. I na co mi to było? Mam na nogach i żebrach siniaki po obijaniu się o bagażnik samochodu, dzięki, dzięki. Ale co dobrego mnie spotkało? Jimmy, John, Robert i John. 4:1 – Zeppelini wygrali. Oni wprowadzili do mojego systematycznego, rutynowego życia trochę… no dobra, wiele szaleństwa, porąbania i głupoty. Nie mogę ich tak zostawić no, potrzebują mnie do… do… no nie wiem do czego, ale ja ich potrzebuję na pewno. I żadne zazdrosne laski mnie od nich nie odsuną!
-Jimmy, a zrobisz coś dla mnie? – spytałam wpadając na genialny pomysł.
-Co tylko zechcesz – powiedział pewnie i wypiął pierś do przodu.
-Miałeś już okazję poznać piszczącego Jamesa, jeśli dobrze słyszałam.
-Zgadza się –skrzywił się – Nadal mi w uchu dzwoni po tym, jak mi pisnął tuż przy głowie. Krzyczał „Jimmy, Jimmy, Jimmy!”, a kiedy w końcu wstałem z fotela stanął jak wryty i momentalnie zamilkł. Ja wiem, że ciężko się oprzeć mojemu urokowi, ale bez przesady – to powiedziawszy Page zarzucił kruczoczarnymi włosami do tyłu niczym zawodowa diva.
-Oj Page, Page… - zachichotałam – Pan jak zwykle skromny. A dałbyś mu autograf? On cię uwielbia.
-Okej, ale pod jednym warunkiem – spoważniał – Nie piśnie mi więcej do ucha, a do zdjęcia się uśmiechnie.

***

                Siedzieliśmy w salonie z mamą i Jimmym słuchając jak w przedpokoju James kłóci się ze swoją mamą.
-James, przestań zachowywać się jak pięciolatek i chodź do domu.
-Ale maamoooo, tutaj jest Jimmy Page, rozumiesz? J i m m y P a g e!
-James, nie przynoś mi wstydu i chodź do domu w tej chwili, albo potraktuję cię jak pięciolatka i dostaniesz szlaban.
-Ale mamo…
-Nie ma żadnego ale. – powiedziała stanowczo jego mama, po czym usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
-Jane, nie obraź się, ale masz dziwnych kolegów… - przyznał niepewnie Jimmy, a ja mu tylko przytaknęłam. Dobrze, że nie poznał całej bandy moich głąbów. Przewróciłby się z wrażenia, chociaż pociętych drzwi w hotelu chyba nic nie przebije.
-Znalazłem! – zawołał Eric, wpadając do domu. Wcisnął się na kanapę między mnie i mamę i rozłożył na kolanach kolorowy magazyn.
- Oferta lotu do Hiszpanii za dwa tygodnie – oznajmił. Mama szybko się zainteresowała, a ja spojrzałam niepewnie na Jimmyego. Cholera, zapomniałam mu powiedzieć. Ten tylko uniósł brew i spojrzał na mnie pytająco. Wymijająco spojrzałam w tekst oferty, jednak nie potrafiłam się skupić na czytaniu, czując jak wzrok szarookiego wwierca się w mój głąb.
-Oczywiście, że lecimy, prawda córeczko?
-Yyyy taaak – odparłam wolno, spoglądając niepewnie na Jimmyego. Jego twarz jednak nie zmieniła wyrazu.
-A może weźmiemy chłopaków ze sobą? – zaproponowała mama. „MAMO CZY TY SIEBIE SŁYSZYSZ?” pomyślałam. Pan James „Jimmy” Patric Page uniósł kąciki ust i w oku pojawiła się iskierka.
 O nie.