Wesołych świąt, smacznego jajka i mokrego dyngusa! Chociaż patrząc na pogodę za oknem powinnam napisać: wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku. Tak czy siak bez zbędnych wstępów zapraszam na rozdział, który przynosi wam wielkanocny Zeppelinowy zajączek :)
Jimmy stał z rozłożonymi rękami
jakby szykował się aby mnie przytulić. Uśmiechał się lekko i wyglądał tak
uroczo… Od razu zmiękło mi serce, a po ciele przebiegł przyjemny dreszcz.
Zrobiłam ku niemu krok żeby wpaść w jego ramiona i… zamarłam. Coś mnie
powstrzymało. Dlaczego przyjechał? Gdzie reszta chłopaków? I skąd on wziął
Rogera? Zacisnęłam mocno pięści walcząc ze sobą i rzuciłam mamie szybkie
spojrzenie.
-Będę u siebie – powiedziałam szybko, złapałam Jamesa za
rękę i wciągnęłam do swojego pokoju.
-Czy to… czy to był Jimmy P-Page? – wybełkotał oszołomiony
przyjaciel.
-Tia – wzruszyłam ramionami, starając się udawać obojętną. –
Nie mam pojęcia po co przyjechał.
-Chodźmy spytać! – zaproponował wesoło - Ale chwila, co ja
mu powiem? Jak się przywitam? Panie Jimmy… niee. Panie Page Patric Jimmy James?
Page? Ej Jim? Kuźwa – zaczął panikować.
-James, ogarnij się – złapałam przyjaciela za ramiona i
spojrzałam mu prosto w oczy – To Jimmy, tylko Jimmy.
James uniósł brew i spojrzał na mnie jakbym przed chwilą mu
powiedziała, że jestem po operacji zmiany płci, ale coś poszło nie tak, dlatego
wyrosła mi druga głowa.
-To jest światowej sławy gitarzysta i właśnie siedzi w twoim
salonie, a ty nic? – spytał wyraźnie zdziwiony. Otworzyłam usta żeby coś
powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. W brzuchu mi się
przewracało, miałam totalny mętlik w głowie. Wzięłam głęboki oddech i
spojrzałam na chłopaka.
-Jeśli chcesz z nim porozmawiać to możesz iść, on nie będzie
miał nic przeciwko – starałam się uśmiechnąć – I wystarczy Jimmy.
Poklepałam Jamesa po ramieniu, a ten aż podskoczył z radości
i mocno mnie przytulił.
-Poznam Jimmyego, poznam Jimmyego! – powiedział wesoło i
wybiegł z prędkością wiatru z mojego pokoju. Zbiegł po schodach niczym
rozpędzony słoń i założę się, że nawet moi sąsiedzi też to słyszeli. Następnie głośny
pisk bardziej kobiecy od kobiecego, charakterystyczny tylko dla Jamesa, też na
pewno usłyszeli. Powinnam chyba zacząć pobierać opłaty za urozmaicenie ich
nudnej playlisty. Od razu padłam na łóżko śmiejąc się jak wiewiórka na haju, po
której przejechał pociąg. Cały James. Próbowałam się uspokoić, gdy po paru
minutach usłyszałam kroki zbliżające się do mojego pokoju. W drzwiach stanął
nie kto inny jak nasz gość.
-Mogę? – spytał niepewnie Jimmy i zrobił krok w przód. Nic
nie odpowiedziałam, tylko przerzuciłam wzrok na sufit. Brunet usiadł na skraju
łóżka i spojrzał na mnie.
-O co chodzi? – zaczął. Zacisnęłam mocniej usta i walczyłam
ze sobą żeby na niego nie spojrzeć. Mimo to czułam jak jego wzrok przewierca
mnie na wylot.
-Dlaczego uciekłaś? Co ci zrobiliśmy? – ciągnął dalej.
-Nic – odparłam sucho żeby przestał dalej wypytywać. Ale
oczywiście Jimmy Uparty Osioł Page musiał postawić na swoim.
-Czemu jesteś na nas zła?
-Nie jestem – burknęłam.
-To czemu się tak zachowujesz?
-Bo chcę wam uratować życie! – wbiłam w niego wzrok. – A ciebie
nie powinno tu w ogóle być!
Jimmy otworzył szeroko oczy i spojrzał na mnie mocno
zdziwiony. Milczał, tak jak ja. Zeszkliły mi się oczy i nie byłam w stanie nic
więcej powiedzieć. Dlaczego po prostu mnie nie zostawi w spokoju? A jeśli tamci
porywacze mówili prawdę? Nie chcę żeby coś się stało jemu lub chłopakom. Odwróciłam
się plecami do niego i podciągnęłam kolana pod brodę.
-Po prostu sobie idź… - wyszeptałam, chociaż czułam niemal
każdą częścią ciała, że określenie „Jimmy Uparty Osioł Page” jest jak
najbardziej trafne – nie poszedł, nawet nie drgnął. Patrzył tylko na mnie
oczami smutnego, poturbowanego małego chłopczyka, a ja w środku powoli miękłam.
-No dobrze! – jęknęłam w końcu i usiadłam na łóżku – Ktoś
mnie porwał i kazał was zostawić pod groźbą waszej krzywdy. Musiałam coś
wymyślić żebyście mi dali spokój. Dlatego właśnie nie powinno cię tu być. Nie
chcę żeby coś ci się stało. Obiecaj mi, że wrócisz do siebie i o wszystkim
zapomnisz.
Page miał minę jakby zaraz miał wybuchnąć złością, jednak
zamiast tego uśmiechnął się lekko drwiąco.
-Myślisz, że dalibyśmy się zastraszyć jakimś przypadkowym
ludziom? To niedorzeczne. Kochana, chyba nie wiesz jak szeroki zasięg mają
nasze wpływy, a także nasi fani. Ty nic nie zrobiłaś złego, więc dlaczego masz
od nas uciekać?
-Nie wiedziałam co robić… Myślałam… myślałam, że dzięki temu
będziecie bezpieczni. I jesteście. – spojrzałam niepewnie na niego i coś we
mnie pękło. Wpadłam w jego ramiona z impetem i mocno go objęłam. Tak bardzo
cieszyłam się, że nic mu nie jest.
-Wrócę jutro lub dziś wieczorem do domu, załatwimy z
chłopakami wszystko i bezpiecznie do nas wrócisz, dobrze? - spytał Jimmy
szeptem. Spojrzałam wolno na niego i ogarnęło mnie dziwne uczucie.
-Czemu aż tak bardzo ci na tym zależy? – spytałam i uniosłam
brew.
-Jak wrócisz to zapewne skończę materiał na nową płytę. Mam
już 7 utworów odkąd przyjechałaś.
-Inspiruję cię? – wyprostowałam się i lekko uśmiechnęłam, a
Page odpowiedział mi szerokim uśmiechem
i skinieniem głowy. No kto by się spodziewał, że taka szara myszka jak Jane
Smith będzie czyjąś inspiracją, muzą. Ale przecież jest na tym świecie tyle
wspaniałych i pięknych kobiet, miliony dziewczyn mających niesamowite
charaktery. A ja? Ja jestem tylko zwykłą dziewczyną z Bostonu, która
przypadkiem dowiedziała się o swojej przybranej rodzinie i uparcie chciała ją
poznać. I na co mi to było? Mam na nogach i żebrach siniaki po obijaniu się o
bagażnik samochodu, dzięki, dzięki. Ale co dobrego mnie spotkało? Jimmy, John,
Robert i John. 4:1 – Zeppelini wygrali. Oni wprowadzili do mojego
systematycznego, rutynowego życia trochę… no dobra, wiele szaleństwa, porąbania
i głupoty. Nie mogę ich tak zostawić no, potrzebują mnie do… do… no nie wiem do
czego, ale ja ich potrzebuję na pewno. I żadne zazdrosne laski mnie od nich nie
odsuną!
-Jimmy, a zrobisz coś dla mnie? – spytałam wpadając na
genialny pomysł.
-Co tylko zechcesz – powiedział pewnie i wypiął pierś do
przodu.
-Miałeś już okazję poznać piszczącego Jamesa, jeśli dobrze
słyszałam.
-Zgadza się –skrzywił się – Nadal mi w uchu dzwoni po tym,
jak mi pisnął tuż przy głowie. Krzyczał „Jimmy, Jimmy, Jimmy!”, a kiedy w końcu
wstałem z fotela stanął jak wryty i momentalnie zamilkł. Ja wiem, że ciężko się
oprzeć mojemu urokowi, ale bez przesady – to powiedziawszy Page zarzucił
kruczoczarnymi włosami do tyłu niczym zawodowa diva.
-Oj Page, Page… - zachichotałam – Pan jak zwykle skromny. A
dałbyś mu autograf? On cię uwielbia.
-Okej, ale pod jednym warunkiem – spoważniał – Nie piśnie mi
więcej do ucha, a do zdjęcia się uśmiechnie.
***
Siedzieliśmy
w salonie z mamą i Jimmym słuchając jak w przedpokoju James kłóci się ze swoją
mamą.
-James, przestań zachowywać się jak pięciolatek i chodź do
domu.
-Ale maamoooo, tutaj jest Jimmy Page, rozumiesz? J i m m y P
a g e!
-James, nie przynoś mi wstydu i chodź do domu w tej chwili,
albo potraktuję cię jak pięciolatka i dostaniesz szlaban.
-Ale mamo…
-Nie ma żadnego ale. – powiedziała stanowczo jego mama, po
czym usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
-Jane, nie obraź się, ale masz dziwnych kolegów… - przyznał
niepewnie Jimmy, a ja mu tylko przytaknęłam. Dobrze, że nie poznał całej bandy
moich głąbów. Przewróciłby się z wrażenia, chociaż pociętych drzwi w hotelu
chyba nic nie przebije.
-Znalazłem! – zawołał Eric, wpadając do domu. Wcisnął się na
kanapę między mnie i mamę i rozłożył na kolanach kolorowy magazyn.
- Oferta lotu do Hiszpanii za dwa tygodnie – oznajmił. Mama
szybko się zainteresowała, a ja spojrzałam niepewnie na Jimmyego. Cholera,
zapomniałam mu powiedzieć. Ten tylko uniósł brew i spojrzał na mnie pytająco.
Wymijająco spojrzałam w tekst oferty, jednak nie potrafiłam się skupić na
czytaniu, czując jak wzrok szarookiego wwierca się w mój głąb.
-Oczywiście, że lecimy, prawda córeczko?
-Yyyy taaak – odparłam wolno, spoglądając niepewnie na
Jimmyego. Jego twarz jednak nie zmieniła wyrazu.
-A może weźmiemy chłopaków ze sobą? – zaproponowała mama. „MAMO
CZY TY SIEBIE SŁYSZYSZ?” pomyślałam. Pan James „Jimmy” Patric Page uniósł
kąciki ust i w oku pojawiła się iskierka.
O nie.