niedziela, 29 czerwca 2014

Konkurs!



Ostatnio myślałam nad zmianą nazwy oraz linku bloga, gdyż uważam, że aktualne zwyczajnie do niego nie pasują. Próbowałam coś wymyślić, ale po prostu nie mam pomysłu. Dlatego zorganizowałam dla Was, moich czytelników, mały konkurs :) 



-Co trzeba zrobić?

Jeśli masz pomysł na ciekawą, może nawet śmieszną nazwę oraz link pasujące do treści tego bloga, wystarczy, że wpiszesz je w komentarzu (może być po angielsku, jak i po polsku). Jeśli komentarz będzie anonimowy, bo na przykład nie posiadasz konta, bardzo proszę o podpis.


-Co można wygrać?

Autor najciekawszej nazwy wybranej przez jury (czyt. mnie), otrzyma dedykację w rozdziale 7.
Autor najciekawszego linku również otrzyma dedykację w  rozdziale 7.
Jeśli autorem ww rzeczy, będzie ta sama osoba otrzyma ona dedyka (rozdział 7) oraz małą niespodziankę w rozdziale 8 ;)


-Do kiedy?

Wasze propozycje możecie wpisywać do przyszłej niedzieli , czyli do 6 lipca. Dzień później zmienię nazwę i dodam rozdział, w którym będzie ogłoszenie wyników.

LICZĘ NA WAS, KOCHANI :D ♥

DO DZIEŁA!

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 6



Ten rozdział dedykuję:

Kamili – dzięki niej nie brakuje mi pomysłów na przygody bohaterów  

Igorowi  - tematy rozmów z nim odbijają się na mojej wyobraźni, co wyraźnie widać w tym rozdziale xD

Roxy – uwielbiam jej komentarze, bo dodają mi otuchy i motywacji na kolejne rozdziały


    Bonzo trzymał w rękach ogromny, długi samurajski miecz, a zaraz zanim pojawił się Robert z drugim takim. Jones, który właśnie wyszedł z kuchni aż zaniemówił.
-Skąd wy to macie?! – wydobył z siebie wreszcie Jimmy.
-Pochodziliśmy trochę, weszliśmy tu i tam do paru pomieszczeń, cudem omijając ochronę. Aż w końcu trafiliśmy na ninję, która chciała nas zabić, więc wezwała na pomoc cały swój gang. Nie było łatwo, ale cudem uszliśmy z życiem kładąc tamtych na łopatki… - zaczął fantazjować John.
-A tak serio to wisiało na ścianie w korytarzy obok – wtrącił mu Robert.
-Odnieście to jak najszybciej – powiedział szybko John.
-Ani mi się śni, -oburzył się Bonzo – od dzisiaj jest to mój miecz, na który zasłużyłem ciężką walką!
-Kochani koledzy, -zaczął spokojnie Jimmy – ja wiem, że wam nie przeszkadza nasza reputacja rozrzutnych imprezowiczów.  Mi też nie. Ale kiedy oni się zorientują, że brakuje im mieczy na ścianie na pewno nie będą zadowoleni. Dlatego teraz grzecznie pójdziecie i odwiesicie to na miejsce, dobrze?-poklepał ich po ramionach.
-Mhm…- burknęli i ze spuszczonymi głowami odnieśli miecze.
-Grzeczni chłopcy – uśmiechnął się do nich niczym ojciec do posłusznych dzieci, a zaraz potem wrócił do swojej gitary i nowego utworu.
-Jeszcze się nimi pobawimy – szepnął ukradkiem Bonham i szturchnął Planta łokciem.
-To co robimy dzisiaj? – zapytał wesoło John Paul, gdy wszyscy już znaleźli się w pokoju.
-Może w coś zagramy? – zaproponowałam.
-W pokera! – odparł Robert.
-Rozbieranego! – dorzucił Jimmy.
-Nie umiem grać w pokera! – dołączyłam szybko naśladując ich ton.
-Nawet lepiej… - burknął Bonzo spoglądając podejrzliwie na Page’a.
-To może butelka? – zaproponował Plant –Pytania i zadania.
-Pytania są dla frajerów – cwaniaczył Jimmy.
-Ostatnio sam brałeś pytania co chwilę po tym jak kazałem ci paradować w staniku po ulicy. – zakpił Peter.
-Dawno i nieprawda – bronił się zawzięcie Page – Idę po butelkę.
Jak powiedział, tak zrobił. Usiedliśmy w kółku na podłodze. Pierwszy kręcił posiadacz butelki i wypadło na Roberta.
-To na początek coś łatwego- zatarł ręce Jimmy – stań na głowie i zrób shake. (przepraszam za moją niepoprawność, ale chyba wiecie o co chodzi)
-Chyba oszalałeś – wywrócił oczami Plant.
-Rezygnujesz już na pierwszym zadaniu? – zaśmiał się złowieszczo czarnowłosy.
-Co to to nie – odparł pewny siebie blondyn, po czym szybko stanął przy ścianie na głowie i zaczął ruszać tyłkiem niczym zawodowy tancerz dancehallu. Momentalnie wybuchliśmy śmiechem, chociaż mnie bardziej śmieszyła jego mina do góry nogami niż to co robi.
-Coś ci lata – zaśmiał się Bonham.
-To właśnie coś czego ty nie masz – pokazał mu język i wrócił do nas. Zgodnie z zasadami teraz kręcił Robert, wypadło na Jonesa.
-No stary, rozbieraj się i przebiegnij przez cały korytarz – powiedział bez zastanowienia Plant. Jones, jak zwykle z wielkim spokojem, wstał i zaczął ściągać ubrania. W jednej chwili zgasło mi światło, gdyż Jimmy zasłonił mi oczy ręką.
-Nie patrz – powiedział szeptem, a po chwili dodał – ma małego…
-Chcesz zmierzyć? – spytał Jones pewny siebie.
-Dobra, chłopaki dość – zaczęłam się śmiać. John wyszedł na korytarz uprzednio sprawdzając czy nikogo nie ma, a kiedy był już pewny, że nikt go nie widzi wybiegł jak szalony. Na końcu korytarza zniknął nam z oczu, ale zaraz wrócił z przerażoną miną i wpadł do pokoju trzaskając drzwiami.
-A tobie co? – zmierzył go wzrokiem Bonzo. – Ducha zobaczyłeś?
-Gorzej… – szepnął -  Ochronę.
Wszyscy zacisnęliśmy usta i przytknęliśmy uszy do drzwi, nasłuchując czy ktoś nie idzie.
-Gdzie on poszedł? – odezwał się męski głos.
-Chyba skręcił tutaj – odparł drugi.
-Nie ma go, cholera! Znowu nam uwalą z wypłaty i to przez ciebie! – rzucił oskarżycielsko pierwszy.
-Jak przeze mnie? –bronił się ten drugi. – Ty go nie złapałeś!
I tak oto kłócąc się odeszli spod naszych drzwi. Znów zaczęliśmy się śmiać, a Jones spoglądał na nas z wyrzutem.
-Mogłem zginąć! – powiedział z rozpaczą. –Więcej z wami nie gram.
-Przypomnimy ci to, słońce – zacmokał Robert i podał mu butelkę. Tym razem zatrzymała się na Bonhamie. Jones aż zatarł ręce.
-Zrób Robertowi malinkę na szyi – rozkazał.
-Porąbało cię?- zrobił wielkie oczy Robert – niech on trzyma swoje obleśne usta z daleka ode mnie!
-Nie będę lizał jego brudnej szyi – wzdrygnął się Bonzo. – Jeszcze aż tak mnie nie popieprzyło.
-No dalej, czas leci – poganiał ich Jones zerkając na zegarek.
-Wiecie co, znudziła mi się ta gra już… - próbował się wymigać Plant.
-Bonzo musisz wykonać zadanie – odezwał się Peter.
-Dlaczego? Nic nie muszę. –odparł oburzony bębniarz.
-Nie to nie, ale jak cię znów w samolocie kibel wciągnie to nie licz na moją pomoc – wywrócił oczami Grant. Wtedy Bonzo pękł i wykonał zadanie. Mina Roberta wyrażała więcej, niż 1000 słów.
-Zemsta będzie słodka – syknął Plant w stronę Jonesa. –Już mi się nie chce grać.
Zgodnie uznaliśmy, ze to koniec gry. Ucieszyłam się, bo widząc ich zadania szczerze się przeraziłam co by kazali mi zrobić. Podziękowałam chłopakom za cały dzisiejszy dzień i poszłam do swojego pokoju. Leżąc wygodnie na łóżku zaczęłam czytać książkę, aby się wyciszyć. Mój spokój nie trwał długo, ponieważ z korytarza dobiegł głośny huk i trzask. Nie wiedziałam co się dzieje, więc automatycznie wyszłam z pokoju.
-No nie wierzę… -westchnęłam widząc pocięte drzwi do pokoju chłopaków.