Ten rozdział dedykuję:
Kamili – dzięki niej nie brakuje mi pomysłów na przygody bohaterów ♥
Igorowi - tematy rozmów z nim odbijają się na mojej wyobraźni, co wyraźnie widać w tym rozdziale xD
Roxy – uwielbiam jej komentarze, bo dodają mi otuchy i motywacji na kolejne rozdziały ♥
Bonzo trzymał w
rękach ogromny, długi samurajski miecz, a zaraz zanim pojawił się Robert z
drugim takim. Jones, który właśnie wyszedł z kuchni aż zaniemówił.
-Skąd wy to macie?! – wydobył z siebie wreszcie Jimmy.
-Pochodziliśmy trochę, weszliśmy tu i tam do paru
pomieszczeń, cudem omijając ochronę. Aż w końcu trafiliśmy na ninję, która
chciała nas zabić, więc wezwała na pomoc cały swój gang. Nie było łatwo, ale
cudem uszliśmy z życiem kładąc tamtych na łopatki… - zaczął fantazjować John.
-A tak serio to wisiało na ścianie w korytarzy obok –
wtrącił mu Robert.
-Odnieście to jak najszybciej – powiedział szybko John.
-Ani mi się śni, -oburzył się Bonzo – od dzisiaj jest to mój
miecz, na który zasłużyłem ciężką walką!
-Kochani koledzy, -zaczął spokojnie Jimmy – ja wiem, że wam
nie przeszkadza nasza reputacja rozrzutnych imprezowiczów. Mi też nie. Ale kiedy oni się zorientują, że
brakuje im mieczy na ścianie na pewno nie będą zadowoleni. Dlatego teraz
grzecznie pójdziecie i odwiesicie to na miejsce, dobrze?-poklepał ich po
ramionach.
-Mhm…- burknęli i ze spuszczonymi głowami odnieśli miecze.
-Grzeczni chłopcy – uśmiechnął się do nich niczym ojciec do
posłusznych dzieci, a zaraz potem wrócił do swojej gitary i nowego utworu.
-Jeszcze się nimi pobawimy – szepnął ukradkiem Bonham i
szturchnął Planta łokciem.
-To co robimy dzisiaj? – zapytał wesoło John Paul, gdy
wszyscy już znaleźli się w pokoju.
-Może w coś zagramy? – zaproponowałam.
-W pokera! – odparł Robert.
-Rozbieranego! – dorzucił Jimmy.
-Nie umiem grać w pokera! – dołączyłam szybko naśladując ich
ton.
-Nawet lepiej… - burknął Bonzo spoglądając podejrzliwie na
Page’a.
-To może butelka? – zaproponował Plant –Pytania i zadania.
-Pytania są dla frajerów – cwaniaczył Jimmy.
-Ostatnio sam brałeś pytania co chwilę po tym jak kazałem ci
paradować w staniku po ulicy. – zakpił Peter.
-Dawno i nieprawda – bronił się zawzięcie Page – Idę po
butelkę.
Jak powiedział, tak zrobił. Usiedliśmy w kółku na podłodze.
Pierwszy kręcił posiadacz butelki i wypadło na Roberta.
-To na początek coś łatwego- zatarł ręce Jimmy – stań na
głowie i zrób shake. (przepraszam za moją niepoprawność, ale chyba wiecie o co
chodzi)
-Chyba oszalałeś – wywrócił oczami Plant.
-Rezygnujesz już na pierwszym zadaniu? – zaśmiał się
złowieszczo czarnowłosy.
-Co to to nie – odparł pewny siebie blondyn, po czym szybko
stanął przy ścianie na głowie i zaczął ruszać tyłkiem niczym zawodowy tancerz
dancehallu. Momentalnie wybuchliśmy śmiechem, chociaż mnie bardziej śmieszyła
jego mina do góry nogami niż to co robi.
-Coś ci lata – zaśmiał się Bonham.
-To właśnie coś czego ty nie masz – pokazał mu język i
wrócił do nas. Zgodnie z zasadami teraz kręcił Robert, wypadło na Jonesa.
-No stary, rozbieraj się i przebiegnij przez cały korytarz –
powiedział bez zastanowienia Plant. Jones, jak zwykle z wielkim spokojem, wstał
i zaczął ściągać ubrania. W jednej chwili zgasło mi światło, gdyż Jimmy
zasłonił mi oczy ręką.
-Nie patrz – powiedział szeptem, a po chwili dodał – ma
małego…
-Chcesz zmierzyć? – spytał Jones pewny siebie.
-Dobra, chłopaki dość – zaczęłam się śmiać. John wyszedł na
korytarz uprzednio sprawdzając czy nikogo nie ma, a kiedy był już pewny, że
nikt go nie widzi wybiegł jak szalony. Na końcu korytarza zniknął nam z oczu,
ale zaraz wrócił z przerażoną miną i wpadł do pokoju trzaskając drzwiami.
-A tobie co? – zmierzył go wzrokiem Bonzo. – Ducha zobaczyłeś?
-Gorzej… – szepnął - Ochronę.
Wszyscy zacisnęliśmy usta i przytknęliśmy uszy do drzwi,
nasłuchując czy ktoś nie idzie.
-Gdzie on poszedł? – odezwał się męski głos.
-Chyba skręcił tutaj – odparł drugi.
-Nie ma go, cholera! Znowu nam uwalą z wypłaty i to przez
ciebie! – rzucił oskarżycielsko pierwszy.
-Jak przeze mnie? –bronił się ten drugi. – Ty go nie złapałeś!
I tak oto kłócąc się odeszli spod naszych drzwi. Znów
zaczęliśmy się śmiać, a Jones spoglądał na nas z wyrzutem.
-Mogłem zginąć! – powiedział z rozpaczą. –Więcej z wami nie
gram.
-Przypomnimy ci to, słońce – zacmokał Robert i podał mu
butelkę. Tym razem zatrzymała się na Bonhamie. Jones aż zatarł ręce.
-Zrób Robertowi malinkę na szyi – rozkazał.
-Porąbało cię?- zrobił wielkie oczy Robert – niech on trzyma
swoje obleśne usta z daleka ode mnie!
-Nie będę lizał jego brudnej szyi – wzdrygnął się Bonzo. –
Jeszcze aż tak mnie nie popieprzyło.
-No dalej, czas leci – poganiał ich Jones zerkając na
zegarek.
-Wiecie co, znudziła mi się ta gra już… - próbował się
wymigać Plant.
-Bonzo musisz wykonać zadanie – odezwał się Peter.
-Dlaczego? Nic nie muszę. –odparł oburzony bębniarz.
-Nie to nie, ale jak cię znów w samolocie kibel wciągnie to
nie licz na moją pomoc – wywrócił oczami Grant. Wtedy Bonzo pękł i wykonał
zadanie. Mina Roberta wyrażała więcej, niż 1000 słów.
-Zemsta będzie słodka – syknął Plant w stronę Jonesa. –Już mi
się nie chce grać.
Zgodnie uznaliśmy, ze to koniec gry. Ucieszyłam się, bo
widząc ich zadania szczerze się przeraziłam co by kazali mi zrobić.
Podziękowałam chłopakom za cały dzisiejszy dzień i poszłam do swojego pokoju. Leżąc
wygodnie na łóżku zaczęłam czytać książkę, aby się wyciszyć. Mój spokój nie
trwał długo, ponieważ z korytarza dobiegł głośny huk i trzask. Nie wiedziałam
co się dzieje, więc automatycznie wyszłam z pokoju.
-No nie wierzę… -westchnęłam widząc pocięte drzwi do pokoju
chłopaków.
" -A tobie co? – zmierzył go wzrokiem Bonzo. – Ducha zobaczyłeś?
OdpowiedzUsuń-Gorzej… – szepnął - Ochronę." _ HHAHAHAHHAHAHAHHHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHHHHAHAHAHAHAHAHHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAJAYGDUSAYFDUWEYFRUWYERUYEWUFYFUYAGDJHgdjhgdhfg XDDDDDD Ścięło mnie z nóg! XDDDD O ja nie mogę... :P Haha...
Dziękuję za dedykację! :D
Miecze mnie zatkały! *-* Jak ta sobie wyobrazić Plant'a i Bonham'a stojących, jak gdyby nigdy nic z mieczami samurajskimi uśmiechając się promiennie... x) Myślę, że kiedy ochrona zobaczy te pocięte drzwi to nagle postanowią pójść na urlop! XD Najpierw Jones latający sobie po korytarzu (...), potem Plant i Bonzo bawiący się mieczami. Co jeszcze? ;)
Tak lubię Twojego bloga! Rozdziały niby nie są jakieś, że za każdym razem pękasz przy ich czytaniu za śmiechu, anie nie są też jakieś smutne, że zbiera ci się na płacz i nie są też poważne! Są takie pogodne, zabawne, przyjemne do czytania i tajemnicze. Zawsze ostatnie zdanie rozdziału sprawia, że z niecierpliwością wyczekuję na rozwój wydarzeń, a co za tym idzie, następny rozdział. :) Ale niepokoi mnie trochę tytuł bloga: "Babe, I'm gonna Leave you". No i link "http://heartbreaker-by-led-zeppelin.blogspot.com". Łamacz serc... Co to może oznaczać? No bo raczej tytuł i link bloga jest związany z jego fabułą. Nie chce, żebyś psuła ten sympatyczny nastrój tego opowiadania...
Także wiesz, uwielbiam Cię i czekam na następny! :* :D
~Roxy
Przyznam szczerze, że link i nazwa bloga to pierwsze co mi wpadło na myśl. Ale spokojnie, mam plan to zmienić jak wpadnie mi coś do głowy :D a jeśli nie wiesz to wyobraź sobie, że Bonham serio rozwalił hotelowe drzwi mieczem samurajskim xDDDDD
UsuńW sumie... Nie wątpię! XD Po nich naprawdę można się wszystkiego spodziewać! :P
UsuńHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHA BOŻE TO JEST NAJLEPSZY ROZDZIAŁ JAKI KIEDYKOLWIEK WIDZIAŁAM XDD
OdpowiedzUsuńCały czas się śmieję kocham cię xD!
Miło mi to czytać XD Do tego rozdziału przyczyniła się po części rozmowa z moim znajomym, więc wiesz... wyszło jak wyszło xD
UsuńKocham to opowiadanie i nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Pisz szybko.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko i jestem zachwycona. *_*
OdpowiedzUsuńNareszcie powstał blog o Led Zeppelin... i to jeszcze taki cudowny. ♥
Wydaję mi się, że trochę iskrzy pomiędzy Jimmym, a główną bohaterką. Wyczuwam romans. xD
Powyższy rozdział jest świetny. Hahaha, cały czas się śmiałam. xD Robert i Bonzo z tymi mieczami, urocze. xD
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. :3