wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 12

Hej, cześć i czołem! Sporo osób już pytało o nowy rozdział i oto jest :) Myślę, że wam się spodoba, bo ja wyjątkowo jestem z niego zadowolona. A no i zachęcam do komentowania ^^

Alkohol lał się litrami, papieros szedł za papierosem, a na gładkim blacie stołu sypała się koka. Istne szaleństwo.
-Dżej, chodź na chwilę -zawołał Jimmy i wyszłam za nim do ogrodu. Było ciemno i już ledwo co widziałam, a w dodatku kręciło mi się w głowie po spożytym alkoholu.
-Masz -powiedział szybko i wcisnął mi coś podłużnego do ręki. Obejrzałam dokładnie przedmiot. Skręt.
-Po co mi? Wiesz, że nie palę. -obrzuciłam go ostrzegawczym spojrzeniem.
-Jesteś spięta, to cię odpręży. -uśmiechnął się- Śmiało.
Dosyć niechętnie mu uległam. Nie palę i nie chciałam próbować, ale rzeczywiście czułam się spięta przez ciągłe rozmyślanie o mamie i potrzebowałam rozluźnienia. Pierwszy raz w życiu się zaciągnęłam i od razu zaczęłam kaszleć.
-Hej, spokojnie -poklepał mnie po plecach brunet - zrelaksuj się.
-Łatwo ci mówić - uspokoiłam trochę oddech i znów się zaciągnelam - zawodowy palaczu.
-Ja palę okazyyyyyjnie. -zaśmiał się i wziął bucha ode mnie- Lepiej?
Kiwnęłam głową i oparłam się plecami o ścianę, po czym znów się zaciągnęłam. Tym razem udało mi się nie kaszleć. Miał racje - pomogło. Poczułam nagle jak wszystkie moje mięśnie się rozkurczają, a myśli biegną po soczysto zielonej łące z kolorowymi kwiatkami.
-Paliłaś po studencku? -spytał w końcu. Kiwnęłam przecząco głową.
-Przekażę ci dym -dodał, zaciągnął się i dotknął ustami moich warg, po czym wypuścił dym. Zanim zorientowałam się do mam zrobić, brunet przekazał mi kolejną dawkę dymu. Ta chwila również nie trwała długo, ale to dlatego, że niewinny dymek przerodził się w pocałunek. Nasze języki zaczęły się dotykać, usta zbliżyły się bardziej, a ja czułam, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Przygryzłam lekko jego wargę i całowaliśmy się coraz namiętniej. On robił to tak cudownie, delikatnie... Mogłabym tak stać i stać i całować Jimmyego bez końca. Czemu ja się wcześniej opierałam?
-Ekhm- usłyszałam chrząknięcie. Spojrzałam w lewo i gwałtownie odepchnęłam Page'a od siebie.
-Cześć wujku - uśmiechnęłam się słodko i szybko weszłam do środka. Zatrzymałam się zaraz przy drzwiach aby podsłuchać rozmowę chłopaków.
-Czy ciebie popierdoliło?! - krzyknął Bonzo. - Jesteś dumny z siebie, że podrywasz 9 lat młodszą od siebie?!
„9 lat? Aż 9 lat?” – pomyślałam „E tam, i tak bosko całuje”.
-Jezu, wyluzuj -wywrócił oczami Jimmy. -Przecież wiesz od dawna, że ona mi się podoba, a ja nie odpuszczam tak łatwo.
-Jesteś zwykłym zboczeńcem -prychnął John. -Jeszcze raz ją dotkniesz i nie ręczę za siebie.
"Biedny Jimmy… Gdyby Bonzo tylko wiedział jak on całuje... Wait, what?! Może lepiej niech tego nie wie. Kobieto, idź się napić, bo myśli ci szaleją."
-Hej Dżej -usłyszałam kobiecy głos- nie widziałaś może Johna? Gdzieś mi zniknął...
To była Roxy.
-O pani doktor...
-Mów mi Roxy -uśmiechnęła się.
-No to Roxy... Niestety nie wiem gdzie on jest. Może poszukaj go w jego sypialni.
-Nie ma go tam... Ej, a może ty się ze mną napijesz?-spytała wesoło. Przytaknęłam i poszłyśmy do kuchni. Po trzecim kieliszku całkowicie urwał mi się film i zgasło światło.
***
Przewróciłam się na drugi bok i w tej chwili poczułam silny ból w karku. W myślach od razu puściłam wiązankę przekleństw i otworzyłam oczy. "Co ja do cholery robię w wannie?" pomyślałam i wolno podniosłam się do pozycji siedzącej. W łazience nie było nikogo, ale to chyba dobrze, bo wyglądałam jak tysiąc nieszczęść. Wygramoliłam się z wanny i pomalutku poszłam do kuchni, mijając po drodze paru gości, śpiących na podłodze. Nie dość, że bolał mnie kark to jeszcze rozsadzało mi głowę i poczułam silne pragnienie. Dorwałam butelkę wody i jednym tchem opróżniłam ją do połowy.
-Cześć słonko - powiedział wesoło Jimmy, który chyba tez przyszedł się napić - I jak tam po imprezie?
-Nigdy więcej nie pije -powiedziałam stanowczo. - Boli mnie głowa i kark, a w dodatku nic nie pamiętam.
-N-nic? -spytał zdziwiony-  Ale na pewno nic?
-Nie no, jakieś początki pamiętam, ale odkąd Robert wcisnął mi tego pieprzonego drinka zaczęło mi się kręcić w głowie. No i później chyba dalej piłam, ale już nie pamiętam.  - pokręciłam głową. Jimmy wyraźnie posmutniał i westchnął głośno. Trochę się zakłopotałam.
-Aaa było coś co powinnam pamiętać? -spytałam wolno. Page spojrzał na mnie i chyba wymusił lekki uśmiech.
-Załatwiłem ci lot do domu. Wieczorem powinny przyjść bilety, a wylot jutro.
-Dziękuje! -pisnęłam z radości i mocno go przytuliłam. - Mam u ciebie dług.
-To nic takiego - machnął ręką Jimmy i poszedł do łazienki. Chyba coś go gryzie… tylko co ja przeskrobałam? Zrobiłam herbaty dla nas i postawiłam ją na ławie w salonie.
Zobaczę się z mamą, nareszcie! Tak mi jej brakowało przez cały ten czas. Z chłopakami jest cudownie, ale jednak obecność bliskiej osoby jest potrzebna. "Tylko co ja jej powiem jeśli spyta jak było? Że zaczęłam pić, a wczoraj upiłam się do nieprzytomności? Oj, rozbrykałam się."
Wrócił i Jimmy. Wziął herbatę i pił w milczeniu.
-Każda wasza impreza tak wygląda? -zaczęłam.
-Taa - mruknął Jimmy. Nie spodobało mi się to.
-Upiłam się... Pierwszy raz - powiedziałam nieśmiało.
-Kiedyś musi być ten pierwszy raz -wzruszył ramionami i znów zamilkł.
-Coś małomówny jesteś...
-Kaca mam, głowa mnie boli -rzucił od niechcenia. Odpowiedziałam mu tylko cichym "aham" i poszłam do siebie. O co mu chodzi? Położyłam się na łóżku i znów zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słoneczne świecące mi prosto w oczy. Od razu zrobiło mi się lepiej, jednak kark nadal mnie bolał. Zwlokłam się z łóżka i poszłam na dół. Wszyscy już odpoczywali w salonie. Wszyscy oprócz Johna.
-Rozmasuje mnie ktoś? - uśmiechnęłam się słodko.
-Ja nie czuję rąk i nawet nie wiem czemu - westchnął Robert masując dłonie. Były całe sine.
-Siadaj- rozkazał Jimmy poklepując miejsce koło siebie. Wykonałam posłusznie polecenie. Odsunął moje włosy na prawą stronę i wtedy na ułamek sekundy poczułam coś dziwnego. Tak jakby... Jego ciepły oddech? Dosłownie przez chwileczkę, bo zaraz zaczął masować mój obolały kark ciepłymi dłońmi. Jako gitarzysta miał bardzo sprawne palce co świetnie teraz wykorzystał.
-Jak się spało? - spytał Bonzo posyłając Page'owi ostrzegawcze spojrzenie.
-Macie zdecydowanie za twardą wannę -zachichotałam.
-Po co spałaś w wannie skoro masz łóżko? -uniósł brew.
-Też bym chciała wiedzieć... - westchnęłam. Nawet nie zauważyłam kiedy ból z karku zniknął.
-Dziękuje, Jimmy - uśmiechnęłam się niepewnie. On tylko odwzajemnił lekko uśmiech. -Pójdę się spakować.
-Wybierasz się gdzieś? -zdziwił się John.
-No jutro wracam do domu. Jimmy mi to załatwił - pokiwałam głową i poszłam do pokoju. Wyciągnęłam walizkę i zaczęłam zbierać ubrania.
-Bilet przyszedł wcześniej - usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Page'a, trzymającego kopertę.
-Dziękuje. Jesteś dla mnie taki dobry...
-Dżej... Naprawdę nie pamiętasz nic z wczoraj? - zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Tyle co ci mowiłam, serio. Ale jeśli coś ważnego się wydarzyło to powiedz mi to teraz wprost, a nie się czaisz jak przestraszone dziecko. - powiedziałam nieco z wyrzutem. Jimmy w tej chwili podszedł do mnie, złapał moją twarz w dłonie i spojrzał mi głęboko w oczy. Serce zaczęło mi szybciej bić, a dech zamarł mi w piersi. Chłopak przejechał kciukiem po moim policzku i delikatnie musnął ustami moje wargi. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, a Jimmy zaczął całować mnie namiętniej i namiętniej, a za razem delikatnie. Boże, to chyba najlepsza chwila w moim życiu. "Nie przestawaj" - pomyślałam błagalnie, a brunet zrobił mi na złość i przerwał.
-To właśnie się stało – wyszeptał i wyszedł z pokoju.

sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 11

Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale mam strasznie dużo nauki i dopiero teraz znalazłam trochę czasu, żeby coś napisać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Zachęcam również do komentowania, bo wasze słowa bardzo mnie motywują do kontynuacji opowiadania. ♥

Rozsiadłam się wygodnie i założyłam nogę na nogę, czekając aż ktoś się w końcu odezwie, jednak oni tylko bacznie na mnie patrzyli.
-No dobra, o co wam chodzi? – zaczęłam.
-O drinka, którego ohydny smak nadal czuję w ustach – powiedział z wyrzutem John.
-O moje cudowne włosy, z których ciągle wytrzepuję mąkę – potrząsnął głową Jimmy, a wokół jego włosów uniósł się biały pył, a ja momentalnie zaczęłam się śmiać.
-No i jeszcze ten wąż! – oburzył się Robert. –Nie za dużo tego?
-Łołoło – od razu się uspokoiłam- Wy macie do mnie pretensje? To raczej wy mi powinniście się tłumaczyć z tych wszystkich niezbyt miłych sytuacji. Czemu się tak na mnie uwzięliście?
-Najpierw powiedz skąd miałaś węża.
-Od Johna, mówiłam ci przecież, że kazał mi przekazać tą paczkę tobie – zwróciłam się do Roberta.
-Po prostu taka już nasza tradycja –usłyszałam nagle głos Johna Paula, który stanął w pokoju owinięty szlafrokiem – że każdy gość, który zatrzymuję się tu na dłużej pada ofiarą głupich żartów. A wąż był specjalnie dla Roberta za to, że po raz kolejny grzebał w moich rzeczach – wbił wzrok w blondyna. Plant momentalnie spuścił wzrok i zamilkł.
-Ale zaraz – wtrącił Jimmy- skąd ty miałeś węża?
-A no widzisz, nawet nie zauważyliście kiedy mnie nie było. – uśmiechnął się dumnie John.
-Ale przecież ty masz zakaz wychodzenia z łóżka – powiedziałam poważnie. Chory tylko pokręcił głową.
-Widziałem się z Roxy, więc wiem co mogę, a co nie – rzucił pewny siebie, ale zaraz ugryzł się w język i było widać, że chyba pożałował tych słów. Chłopcy zaczęli się uśmiechać, poruszać znacząco brwiami i szeptać między sobą. No to chyba znaleźli sobie temat do rozmów na najbliższy tydzień. John Paul korzystając z ich nieuwagi wymknął się z salonu.
***
                Dwa dni później John już był w pełni sił, więc chłopcy postanowili zrobić całonocną imprezę. Co z tego, że miał leże w łóżku przez tydzień, przecież chłopcy to zawodowi lekarze.
                Przygotowania trwały, a dokładniej to wszyscy pojechali do sklepu po ekwipunek, natomiast ja zostałam w domu sama z gosposią, która akurat dzisiaj zjawiła się żeby posprzątać. Usiadłam na swoim łóżku, sięgnęłam słuchawkę telefonu i wykręciłam numer do mojej mamy.
-Halo? – usłyszałam głos matki. Od razu poczułam wewnętrzną ulgę.
-Cześć mamusiu – odparłam z uśmiechem. – Co u ciebie?
-Dżej? Córeczko! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę – ucieszyła się. – Tak strasznie za tobą tęskniłam… Codziennie o tobie myślę. Dobrze się czujesz z chłopakami? Gdzie teraz jesteście? Czy oni tam nie przeginają ani nic?
-Spokojnie mamo, wszystko jest w porządku. – odpowiedziałam ze spokojem – Teraz jesteśmy w domu Jimmyego. Tu jest pięknie, naprawdę. Wielki dom, a wokół piękna wieś z widokami. Musisz to zobaczyć…
-Bardzo chętnie… A córciu muszę ci coś powiedzieć. Poznałam kogoś – powiedziała podekscytowana.
-Naprawdę? To super! Opowiedz mi o nim.
-Jest o rok starszy, wysoki, przystojny brunet… - zaczęła wymieniać  niczym nastolatka– nazywa się Eric. Jest cudowny, opiekuńczy, odpowiedzialny, kochany. Chyba się zakochałam.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę – powiedziałam szczerze. Kocham moją mamę bardzo i cieszę się, że kogoś sobie znalazła. Należało jej się, bo w końcu pół życia poświęciła mi. –Brakuje mi cię mamusiu…
-Mi ciebie też córeczko… - westchnęła ze smutkiem. –Bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też – przygryzłam wargę i starałam się nie płakać.
– Chciałabym cię znów przytulić. – powiedziała cicho.
-Zobaczymy się niedługo mamo, obiecuję – pociągnęłam nosem. Pożegnałyśmy się i gdy się rozłączyłam zaczęłam płakać. Tak bardzo za nią tęsknię.
-Czy coś się panience stało? – usłyszałam głos gosposi, która niepewnie stanęła w drzwiach.
-Nie, nie – wytarłam szybko łzy. –Chciałabym zostać sama…
Gosposia kiwnęła głową i szybko wyszła. Leżałam na łóżku z myślą, że chciałabym znów być blisko matki. Jedyne co mnie trochę pocieszało to to, że nie jest już sama. Do tej pory miałam ogromne wyrzuty sumienia, że zostawiłam ją, a sama poleciałam z chłopakami się świetnie bawić.
                Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i brzęk butelek stawianych na stole. Zbiegłam czym prędzej na dół i stanęłam przed chłopakami.
-Muszę wracać – rzuciłam szybko i powycierałam łzy.
-Ale dokąd? Czemu płaczesz? – spojrzał na mnie z troską Bonzo.
-Do domu, do mamy. Nie wytrzymam dłużej bez niej – przygryzłam wargę. Wszyscy byli wyraźnie zaskoczeni moją informacją. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do swojego pokoju. Jimmy poszedł za mną i usiadł na brzegu łóżka.
-Coś się jej stało? –spytał niepewnie, jednak nie odpowiedziałam. Po chwili milczenia dodał – nie jest ci tu z nami dobrze?
-Jest dobrze… ba, jest świetnie, ale chciałabym się znów z nią zobaczyć. Tęsknię za mamą. – pociągnęłam nosem.
-Rozumiem – odparł wolno Jimmy. – Zobaczę co da się zrobić.
-Naprawdę? –spojrzałam na niego.
-Tak – powiedział pewnie – polecisz do domu.
-Dziękuję, dziękuję! – rzuciłam się Jimmyemu na szyję i mocno go przytuliłam. On tylko się uśmiechnął i również mnie przytulił. Zostaliśmy w takiej pozycji kilka chwil, aż do pokoju wszedł Bonzo.
-Ej, ale chyba zostaniesz z nami na imprezie, co? –spytał perkusista. Przez chwilę milczałam, jednak podniosłam na niego wzrok.
-Chyba nie mam wyjścia – starałam się uśmiechnąć. Jimmy wstał, a jego miejsce zajął John, który objął mnie ramieniem. Kiwnął przyjacielowi głową i ten wyszedł.
-Słuchaj młoda, - zaczął wolno – nikomu nigdy tego nie mówiłem, ale też tęsknię za Margaret. Była wspaniałą siostrą i czułem się jakby naprawdę nią była. Rozumiem, że chcesz wrócić, a żeby cię uszczęśliwić postaram się załatwić ci szybki powrót do domu. Jednak teraz proszę nie płacz, nie smuć się, tylko uśmiech i głowa do góry.
-Dzięki – uśmiechnęłam się nieco szerzej, gdyż poczułam znaczną ulgę. –Jimmy… Jimmy powiedział, że też spróbuje coś znaleźć. Jesteście tacy kochani.
-Jimmy i zorganizowanie czegoś? – zaśmiał się Bonham. – To dwa różne światy, słonko. To najbardziej roztrzepany człowiek jakiego znam.
-A nie wygląda na takiego złego – zachichotałam. – Chcesz powiedzieć, że pozory mylą?
-Właśnie to – pokiwał głową. –No młoda, za godzinę chcę cię widzieć na dole. Potrzeba nam kobiecej ręki w przygotowaniu tego wszystkiego.
Zasalutowałam z uśmiechem i odprowadziłam go wzrokiem. Po idealnie równiej godzinie znalazłam się na dole.
-Co mam robić? –spytałam z entuzjazmem, a w odpowiedzi otrzymałam kartkę z listą. –Mam wami dyrygować, tak? – wczytałam się szybko w listę. – No dobra panowie, to jedziemy! Chowamy ostre i wartościowe przedmioty, zamykamy pokoje na klucz, wynosi… wynosimy pralkę do piwnicy? Co?
-A ostatnio mieliśmy mały incydent z pralką. – odparł Robert – znaleźliśmy ją na dachu. Nie wiem jak, nie wiem kiedy i kto ją tam wniósł, no ale była.
-Doooobraaaaa – przeciągnęłam słowo i czytałam dalej – zamknąć okna, zamknąć zwierzęta w zagrodzie, nie robić błotnej kąpieli na strychu… Pozostawię to bez komentarza.
Przygotowania szły sprawnie i szybko. W końcu byliśmy gotowi na przyjście gości, którzy zaczęli się schodzić już pół godziny przed czasem.