sobota, 1 listopada 2014

Rozdział 11

Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale mam strasznie dużo nauki i dopiero teraz znalazłam trochę czasu, żeby coś napisać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Zachęcam również do komentowania, bo wasze słowa bardzo mnie motywują do kontynuacji opowiadania. ♥

Rozsiadłam się wygodnie i założyłam nogę na nogę, czekając aż ktoś się w końcu odezwie, jednak oni tylko bacznie na mnie patrzyli.
-No dobra, o co wam chodzi? – zaczęłam.
-O drinka, którego ohydny smak nadal czuję w ustach – powiedział z wyrzutem John.
-O moje cudowne włosy, z których ciągle wytrzepuję mąkę – potrząsnął głową Jimmy, a wokół jego włosów uniósł się biały pył, a ja momentalnie zaczęłam się śmiać.
-No i jeszcze ten wąż! – oburzył się Robert. –Nie za dużo tego?
-Łołoło – od razu się uspokoiłam- Wy macie do mnie pretensje? To raczej wy mi powinniście się tłumaczyć z tych wszystkich niezbyt miłych sytuacji. Czemu się tak na mnie uwzięliście?
-Najpierw powiedz skąd miałaś węża.
-Od Johna, mówiłam ci przecież, że kazał mi przekazać tą paczkę tobie – zwróciłam się do Roberta.
-Po prostu taka już nasza tradycja –usłyszałam nagle głos Johna Paula, który stanął w pokoju owinięty szlafrokiem – że każdy gość, który zatrzymuję się tu na dłużej pada ofiarą głupich żartów. A wąż był specjalnie dla Roberta za to, że po raz kolejny grzebał w moich rzeczach – wbił wzrok w blondyna. Plant momentalnie spuścił wzrok i zamilkł.
-Ale zaraz – wtrącił Jimmy- skąd ty miałeś węża?
-A no widzisz, nawet nie zauważyliście kiedy mnie nie było. – uśmiechnął się dumnie John.
-Ale przecież ty masz zakaz wychodzenia z łóżka – powiedziałam poważnie. Chory tylko pokręcił głową.
-Widziałem się z Roxy, więc wiem co mogę, a co nie – rzucił pewny siebie, ale zaraz ugryzł się w język i było widać, że chyba pożałował tych słów. Chłopcy zaczęli się uśmiechać, poruszać znacząco brwiami i szeptać między sobą. No to chyba znaleźli sobie temat do rozmów na najbliższy tydzień. John Paul korzystając z ich nieuwagi wymknął się z salonu.
***
                Dwa dni później John już był w pełni sił, więc chłopcy postanowili zrobić całonocną imprezę. Co z tego, że miał leże w łóżku przez tydzień, przecież chłopcy to zawodowi lekarze.
                Przygotowania trwały, a dokładniej to wszyscy pojechali do sklepu po ekwipunek, natomiast ja zostałam w domu sama z gosposią, która akurat dzisiaj zjawiła się żeby posprzątać. Usiadłam na swoim łóżku, sięgnęłam słuchawkę telefonu i wykręciłam numer do mojej mamy.
-Halo? – usłyszałam głos matki. Od razu poczułam wewnętrzną ulgę.
-Cześć mamusiu – odparłam z uśmiechem. – Co u ciebie?
-Dżej? Córeczko! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię słyszę – ucieszyła się. – Tak strasznie za tobą tęskniłam… Codziennie o tobie myślę. Dobrze się czujesz z chłopakami? Gdzie teraz jesteście? Czy oni tam nie przeginają ani nic?
-Spokojnie mamo, wszystko jest w porządku. – odpowiedziałam ze spokojem – Teraz jesteśmy w domu Jimmyego. Tu jest pięknie, naprawdę. Wielki dom, a wokół piękna wieś z widokami. Musisz to zobaczyć…
-Bardzo chętnie… A córciu muszę ci coś powiedzieć. Poznałam kogoś – powiedziała podekscytowana.
-Naprawdę? To super! Opowiedz mi o nim.
-Jest o rok starszy, wysoki, przystojny brunet… - zaczęła wymieniać  niczym nastolatka– nazywa się Eric. Jest cudowny, opiekuńczy, odpowiedzialny, kochany. Chyba się zakochałam.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę – powiedziałam szczerze. Kocham moją mamę bardzo i cieszę się, że kogoś sobie znalazła. Należało jej się, bo w końcu pół życia poświęciła mi. –Brakuje mi cię mamusiu…
-Mi ciebie też córeczko… - westchnęła ze smutkiem. –Bardzo cię kocham.
-Ja ciebie też – przygryzłam wargę i starałam się nie płakać.
– Chciałabym cię znów przytulić. – powiedziała cicho.
-Zobaczymy się niedługo mamo, obiecuję – pociągnęłam nosem. Pożegnałyśmy się i gdy się rozłączyłam zaczęłam płakać. Tak bardzo za nią tęsknię.
-Czy coś się panience stało? – usłyszałam głos gosposi, która niepewnie stanęła w drzwiach.
-Nie, nie – wytarłam szybko łzy. –Chciałabym zostać sama…
Gosposia kiwnęła głową i szybko wyszła. Leżałam na łóżku z myślą, że chciałabym znów być blisko matki. Jedyne co mnie trochę pocieszało to to, że nie jest już sama. Do tej pory miałam ogromne wyrzuty sumienia, że zostawiłam ją, a sama poleciałam z chłopakami się świetnie bawić.
                Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i brzęk butelek stawianych na stole. Zbiegłam czym prędzej na dół i stanęłam przed chłopakami.
-Muszę wracać – rzuciłam szybko i powycierałam łzy.
-Ale dokąd? Czemu płaczesz? – spojrzał na mnie z troską Bonzo.
-Do domu, do mamy. Nie wytrzymam dłużej bez niej – przygryzłam wargę. Wszyscy byli wyraźnie zaskoczeni moją informacją. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do swojego pokoju. Jimmy poszedł za mną i usiadł na brzegu łóżka.
-Coś się jej stało? –spytał niepewnie, jednak nie odpowiedziałam. Po chwili milczenia dodał – nie jest ci tu z nami dobrze?
-Jest dobrze… ba, jest świetnie, ale chciałabym się znów z nią zobaczyć. Tęsknię za mamą. – pociągnęłam nosem.
-Rozumiem – odparł wolno Jimmy. – Zobaczę co da się zrobić.
-Naprawdę? –spojrzałam na niego.
-Tak – powiedział pewnie – polecisz do domu.
-Dziękuję, dziękuję! – rzuciłam się Jimmyemu na szyję i mocno go przytuliłam. On tylko się uśmiechnął i również mnie przytulił. Zostaliśmy w takiej pozycji kilka chwil, aż do pokoju wszedł Bonzo.
-Ej, ale chyba zostaniesz z nami na imprezie, co? –spytał perkusista. Przez chwilę milczałam, jednak podniosłam na niego wzrok.
-Chyba nie mam wyjścia – starałam się uśmiechnąć. Jimmy wstał, a jego miejsce zajął John, który objął mnie ramieniem. Kiwnął przyjacielowi głową i ten wyszedł.
-Słuchaj młoda, - zaczął wolno – nikomu nigdy tego nie mówiłem, ale też tęsknię za Margaret. Była wspaniałą siostrą i czułem się jakby naprawdę nią była. Rozumiem, że chcesz wrócić, a żeby cię uszczęśliwić postaram się załatwić ci szybki powrót do domu. Jednak teraz proszę nie płacz, nie smuć się, tylko uśmiech i głowa do góry.
-Dzięki – uśmiechnęłam się nieco szerzej, gdyż poczułam znaczną ulgę. –Jimmy… Jimmy powiedział, że też spróbuje coś znaleźć. Jesteście tacy kochani.
-Jimmy i zorganizowanie czegoś? – zaśmiał się Bonham. – To dwa różne światy, słonko. To najbardziej roztrzepany człowiek jakiego znam.
-A nie wygląda na takiego złego – zachichotałam. – Chcesz powiedzieć, że pozory mylą?
-Właśnie to – pokiwał głową. –No młoda, za godzinę chcę cię widzieć na dole. Potrzeba nam kobiecej ręki w przygotowaniu tego wszystkiego.
Zasalutowałam z uśmiechem i odprowadziłam go wzrokiem. Po idealnie równiej godzinie znalazłam się na dole.
-Co mam robić? –spytałam z entuzjazmem, a w odpowiedzi otrzymałam kartkę z listą. –Mam wami dyrygować, tak? – wczytałam się szybko w listę. – No dobra panowie, to jedziemy! Chowamy ostre i wartościowe przedmioty, zamykamy pokoje na klucz, wynosi… wynosimy pralkę do piwnicy? Co?
-A ostatnio mieliśmy mały incydent z pralką. – odparł Robert – znaleźliśmy ją na dachu. Nie wiem jak, nie wiem kiedy i kto ją tam wniósł, no ale była.
-Doooobraaaaa – przeciągnęłam słowo i czytałam dalej – zamknąć okna, zamknąć zwierzęta w zagrodzie, nie robić błotnej kąpieli na strychu… Pozostawię to bez komentarza.
Przygotowania szły sprawnie i szybko. W końcu byliśmy gotowi na przyjście gości, którzy zaczęli się schodzić już pół godziny przed czasem.

2 komentarze:

  1. Jeny cudowny.Czekałam na niego tyle czasu,naprawdę piszesz dobrze i nie przestawaj! Już nie mogę doczekać się kiedy będzie następny.
    Dziwi mnie to że czytam twoje opowiadanie ,od I rozdziału i to opowiadanie naprawdę cały czas wciąga.Cały czas piszesz lepiej i też cały czas lepsza akcja się dzieje,to jest czego w niektórych opowiadaniach brakuje.
    Wszystkie rozdziały można czytać 150 razy i się nie znudzi.
    A to jak Jimmy potraktował Dżej ,to jest takie słodkie,mam nadzieje że dalej będzie czuło się tą romantyczną atmosferę i tą chemię po między Jimmym a Dżej.Czekam z niecierpliwością na następny rozdział!życzę również weny twórczej,bo już nie mogę się doczekać!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, takie komentarze bardzo mnie motywują do dalszego pisania. Naprawdę, dziękuję ♥

      Usuń