poniedziałek, 22 grudnia 2014

CHRISTMAS



Witajcie kochani!
Z okazji zbliżających się świąt każdemu z Was życzę abyście końcówkę tego roku spędzili w spokojnej, ciepłej i rodzinnej atmosferze, aby pod choinką czekało na was dużo prezentów, a na stołach stały same pyszne dania. Życzę wam również hucznego sylwestra i spełnienia noworocznych postanowień :)
A żeby nie było tak poważnie to niech świąteczne jedzenie pójdzie w cycki, a po sylwestrze nie było kaca!



Pewnie zastanawiacie się co z rozdziałem. Cóż, pisze się :D Niestety nie wiem kiedy go dodam, ponieważ zjechała się do mnie rodzina z nad morza i zostaną aż do Nowego Roku. Jednak wstępnie szacuję termin na pierwszy tydzień stycznia, kiedy jeszcze będzie wolne.
I mam do was ważne dla mnie pytanie! A brzmi ono: Czy bylibyście zainteresowani konkursem, poniekąd, plastycznym? Chciałabym wiedzieć ile osób chciałoby wziąć udział i czy opłaca się go robić. Od razu zaznaczam, że nie potrzeba do niego wielkiego talentu plastycznego, gdyż sama go nie posiadam :P Proszę, zastanówcie się nad tym i dajcie mi znać w komentarzach.
Jeszcze raz Wesołych Świąt! 
I aby Bonzo przywiózł wam choinki tak jak tu (klik)

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 13



 Witajcie kochani! 

Dzisiaj 6 grudnia i z tej okazji Dżej-Mikołaj przynosi wam nowy rozdział :D A w nim pewną niespodziankę. Otóż moja dobra znajoma dorwała rozdział nieco wcześniej i postanowiła zilustrować jedną scenę. I tym samym podsunęła mi pewien pomysł, jednak pojawi się on dopiero w pierwsze urodziny bloga, które będą już w styczniu (jak ten czas szybko leci). 

I jeszcze chciałam wam się pochwalić prezentem jaki otrzymałam dzisiaj... A jest toooo *werble*
Zremasterowane Led Zeppelin II ! A wam co już Mikołaj przyniósł? Pochwalcie się ^^ 

No, nie przedłużając dalej, zapraszam do czytania :)

Stałam w pokoju totalnie oszołomiona. Długo nie docierało do mnie co się stało. Podniosłam dłoń do ust i wolno przejechałam po nich palcami. On mnie pocałował, Jimmy Page, a właściwie James Patrick Page pocałował mnie. Poczułam przyjemny skurcz w brzuchu. Całe moje ciało krzyczało: "Idź za nim!!!", ale umysł spokojnym głosem mówił: "Zostaw go, przecież lecisz do domu. Spakuj się." I w sumie ma rację. Walcząc sama ze sobą wróciłam do składania ciuchów.
-Masz, zjedz coś - powiedział Bonzo przynosząc mi kanapki do pokoju. Postawił talerz na komodzie i usiadł na łóżku. Wiedziałam jakie na nastawienie do Page'a i jego zapędów. Nie potrafiłam na niego spojrzeć, bo zapewne wszystko by się wydało.
-Pozdrów ode mnie Margareth – powiedział ciepło John – Stęskniłem się za nią.
-Pozdrowię – odparłam wbijając wzrok w walizkę.
-Co u niej?
-Poznała kogoś. Jeszcze go nie znam, ale w jej głosie wyraźnie było słychać radość.
-Jak będziesz wracać to zaproś ją też… Bo będziesz wracać, prawda? – przełknął głośno ślinę John. Zmieszałam się mocno.
-No wiesz… Jeszcze nad tym nie myślałam… Na razie chcę tylko pobyć z mamą, a co później to pokaże czas… - wymamrotałam szybko i przygryzłam smutno wargę. Zamilkliśmy i zrobiło się dosyć niezręcznie.
-Z czym są kanapki? – wydukałam w końcu, przerywając tą głuchą ciszę.
-Z serem i ogórkiem, lubisz?
-Uwielbiam – zdobyłam się na lekki uśmiech i sięgnęłam po kanapki. Rzeczywiście były smaczne, a ja głodna jak wilk.
-Wybieramy się dzisiaj na spacer do lasu. Chciałabyś pójść z nami?
-Chętnie – przytaknęłam głową – Muszę się przewietrzyć. Zejdę na dół jak się wykąpię.
John wyszedł, zostawiając mnie samą. Wzięłam ręcznik, mydło oraz szampon i poszłam się wykąpać.
***
Szliśmy spacerkiem po kamienistej drodze z licznymi zakrętami. Słońce świeciło wysoko na czystym, nieskażonym ani jedną chmurką niebie. Pierwsi szli Bonzo i Robert, zawzięcie o czymś rozmawiając. Następny pewny siebie kroczył Jimmy, a na końcu ja z Jonesem zbieraliśmy kwiatki.
-Właściwie to po co wy zbieracie te chwasty? – spytał Page, odwracając się do nas.
-Tyś jest chwast – zbeształam go – to śliczne kwiatki, z których zrobię wianek.
-Wianek? A na co wam wianek? – uniósł brew.
-Na dupę – zarechotał John. – Oh, dla Roxy. Ona lubi kwiaty, ale stwierdziłem, że zwykłe bukiety są zbyt oklepane.
-Ty serio straciłeś głowę dla tej kobiety – uśmiechnął się Jimmy – Kto by pomyślał, że nasz Johnek kogoś sobie znajdzie.
-Sugerujesz, że nie zasługuje na miłość? – spojrzałam podejrzliwie.
-Sugeruję, że jest gejuchem – pokazał basiście język i znów odwrócił się przodem do kierunku spaceru. Spojrzałam z rozbawieniem na Jonesa, który wcisnął mi do rąk wszystkie kwiaty jakie trzymał.
-Ja ci zaraz dam gejucha! – zawołał i rzucił się w pogoń za zbyt pewnym siebie brunetem. Ten od razu zaczął się śmiać i uciekać.
-Jak dzieci – powiedziałam pod nosem i przygryzłam wargę, próbując stłumić śmiech. Robert i Bonzo przerwali swoją pogawędkę i z pytającymi minami spoglądali na goniące się przerośnięte dzieci. No cóż, trudno było ich nie zauważyć jak biegali wokół nas wyzywając się nawzajem od gejuchów i pedałów. W takiej atmosferze dotarliśmy na polankę tuż pod lasem. Usiadłam na trawie i zaczęłam pleść wianek z zebranych kwiatów.
-Dobra, przerwa! – zawołał zdyszany Jimmy, opierając dłonie na kolanach. John tylko machnął ręką i równie zmęczony padł na ziemię.
-Ale za tego gejucha i tak oberwiesz – wymamrotał łapiąc oddech. Dobrałam kolejny kwiatek i kolejny, a w między czasie jeden wsunęłam sobie we włosy.
-Każda wariatka ma we włosach kwiatka – powiedział wesoło Robert i usiadł koło mmie.
-Każdy frajer ma swój bajer, więc nie podrywaj mnie na te oklepane teksty – odpowiedziała śmiertelnie poważnie, jednak po chwili zaczęliśmy się śmiać. Jimmy padł jak długi przed nami i spojrzał pytająco.
-A wy co się tak śmiejecie?
-Robert nieudolnie próbuje mnie poderwać – zachichotałam, ale zaraz pożałowałam tych słów. Page spochmurniał i posłał Plantowi złowrogie spojrzenie.
-Żartowałam – dodałam szybko, widząc jak na twarzy bruneta rodzi się gniew. Robert widocznie nie przejął się całą sytuacją, tylko machnął ręką i rozłożył się wygodnie na trawie. Leżeliśmy ogrzewając twarze, gdy nagle usłyszeliśmy głośny pisk.
-Aaaaaa! Led Zeppelin! – zaczęła krzyczeć jakaś dziewczyna podbiegając do nas. Robert zerwał się na równe nogi i z przerażeniem się cofnął, potykając się o własne nogi, Johnowie aż podskoczyli, a Jimmy tylko leniwie podniósł wzrok na dziewczynę. Wyglądała ona na 18, góra 20 lat, ubrana była w krótkie dżinsowe spodenki, koszulkę z okładką Led Zeppelin I i trampki. Czarne, lekko falowane włosy miała potargane, a wielkie oczy już z daleka połyskiwały brązem. Chwila… ona wyglądała prawie jak Jimmy! Z ekscytacją zatrzymała się przed Bonzem.
-To wy! Kocham was! Kocham was! Kocham was! – pisnęła – Nie wierzę, że was tu widzę!
-Eeee hej – uśmiechnął się zakłopotany perkusista.
-John Bonham, John Paul Jones, Robert Plant – zaczęła wymieniać – ale zaraz… gdzie jest… - odwróciła się w naszą stronę- Jimmy!
Brunet spojrzał na dziewczynę i z uśmiechem zmierzył ją wzrokiem. Gdy zobaczył jej twarz, oczy i usta otworzyły mu się szeroko ze zdziwienia. Czyżby zobaczył swoje odbicie, ale w nieco bardziej kobiecym wydaniu?
(Od razu przepraszam za jakość, ale no cóż ołówek nie jest zbyt widoczny)
-Aaaaa! Jimmy! – znów zaczęła piszczeć.
-Więc jesteś naszą fanką? – uniósł brew, jakby nie mógł w to uwierzyć.
-Numer 1!
-Ekhm – chrząknęłam wymownie. Halo, to ja dostałam to miano. Brunetka obrzuciła mnie szybkim, obojętnym spojrzeniem.
-Jestem Leila – wyciągnęła rękę do Page’a – Jimmy, twoja gitara, twoje teksty, twoje włosy, twoje wszystko jest takie idealne. Jesteś moim bogiem.
„Ej, ej, ej, nie zapędzaj się” – pomyślałam –„To mój bóg, który chyba będzie miał przesrane u mojego wujka”.
-Byłam NA KAŻDYM waszym koncercie – ciągnęła dalej. Zaczęła mnie irytować i naszła mnie nieodparta ochota wcisnąć jej ten wielki, krągły, lśniący kamień do gęby. „Jezu, idź sobie już”.
-Miło – uśmiechnął się Jimmy – Nie sądziłem, że…
-O kurwa! Wyglądacie identycznie! – zawołał zszokowany John, przerywając wypowiedź Jimmyego.
-Bo on jest idealny! – pisnęła – I nie wierzę, że go tu widzę.
-Śledzisz nas? – wbiłam w nią wzrok.
-Was? Że co? Wyszłam po prostu na spacer… -spojrzała na mnie z pogardą – A tak w ogóle to kim ty laska jesteś?
Otworzyłam usta żeby coś odpowiedzieć, ale stwierdziłam, że nie warto, więc je zamknęłam i spojrzałam na nią z lekkim rozbawieniem. Wśród wielu ich fanek takiego okazu jeszcze nie widziałam.
-No właśnie, więc teraz się odsuń, bo zasłaniasz mi mojego Jimmyego – prychnęła.
-Twojego?! – te słowy wyszły nie dość, że głośno, to jeszcze nieproszone z moich ust.
-Tak, mojego. Będziemy razem super szczęśliwi i się pobierzemy, a nasze dzieci będą miały na imię Jimmy Junior i Leila Junior i będą miały urocze czarne włoski.
-Ty serio mówisz? – uniosłam brew i przygryzłam wargę, żeby się nie śmiać.
-Jak najbardziej – odparła pewna siebie. Nie wytrzymałam i wybuchłam głośnym śmiechem. Odsunęłam się od niej i usiadłam na ziemi, żeby się nie przewrócić. Usłyszałam jak chłopcy też zaczęli cicho chichotać.
-Wybacz słonko, ale Jimmy i dzieci to chyba dwa inne światy – uśmiechnął się Robert.
-Bo co? – spojrzał na niego gitarzysta.
-Bo ty się nie umiesz zajmować dziećmi. Zapomniałeś już jak ciocia powierzyła ci opiekę nad swoimi bachorami, a ty prawie zapędziłeś je do szpitala?
-One same zaczęły bawić się zapalniczką… - wymamrotał Page i spuścił głowę.
-Przesadzacie! – zachichotała Leila i mocno przytuliła bruneta – Jimmy na pewno byłby dobrym ojcem.
-Sorry chłopaki, ale ja muszę wracać – powiedziałam nadal się śmiejąc. –Brzuch mnie już boli.
-Może cię odprowadzę? – zaproponował Bonzo.
-Nie trzeba, dam radę – odetchnęłam głośno, aby jakoś stłumić śmiech. Nie czekając dłużej, wzięłam niedokończony wianek do ręki i ruszyłam w stronę domu.
***
W domu zrobiłam sobie makaron z koktajlem. Gosposia na początku stawiała opór i sama chciała przygotować mi danie, ale w końcu odpuściła. Po skończonym posiłku wzięłam książkę i poszłam do ogrodu. Rozłożyłam sobie leżak i zaczęłam czytać. W pewnej chwili na mojej książce pojawił się cień. Ktoś stanął za mną i w jednej chwili zgasło mi światło. Ten ktoś zawiązał mi oczy.
-Puść mnie! – krzyknęłam i próbowałam się wyrwać. Wtedy ręka zakryła mi usta.
-Albo będziesz cicho, albo będę musiała skutecznie cię uśpić. – wyszeptała do mojego ucha jakaś kobieta. Zakleiła mi usta i skrępowała ręce za plecami. Szarpnęła mnie za ramię tak, że spadłam z leżaka i zaczęła ciągnąć za sobą. Próbowałam się jakoś wyrwać, ale mając związane ręce na nic się to zdało. Wszystko działo się tak szybko.  Wtedy ktoś mnie podniósł i wylądowałam na czymś twardym. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Gdzie ja jestem? W bagażniku? Warknął silnik. Serce zaczęło mi bić szybciej, a oddech uwiązł w gardle. Co się do cholery dzieje?!