Cześć kochani!
Wybaczcie, że tak długo musieliście czekać na rozdział, ale w końcu wzięłam się w garść i go napisałam.
Trochę mi przykro, że nie wyszło z konkursem, no ale trudno...
Miłego czytania! :)
Nowy
chłopak mamy, Eric, jest całkiem fajny. Widać, że o nią dba i ją kocha. Jest
wysoki, dobrze zbudowany, ma czarne, krótko obcięte włosy i piwne oczy. Uroczo
wyglądają z mamą w parze i widać, że są szczęśliwi.
-Proszę – powiedziała mama, stawiając herbatę na stole.
Upiłam łyk i spojrzałam na nią wymownie.
-O nie, tylko nie ten wzrok córeczko…
-O tak, właśnie ten wzrok – poruszyłam znacząco brwiami –
Opowiadaj jak się poznaliście.
-Eee no… - zaczęła mama. Ona czasami jest jak nastolatka, naprawdę.
–Tak właściwie to poznaliśmy się już wcześniej w pracy, ale dopiero zaczęliśmy
się spotykać parę dni temu.
-I dopiero teraz mi mówisz, że ktoś ci wpadł w oko? – udałam
oburzoną. Szybko jednak się uśmiechnęłam widząc rozbawienie na twarzy Erica. W
trakcie tej długiej opowieści dowiedziałam się, że poznali się w restauracji,
gdzie mama pracuje jako kelnerka. Jej wybranek jest tam kucharzem od miesiąca.
Na początku się do siebie uśmiechali i takie tam, aż w końcu on zaprosił ją na
kolację i tak to się zaczęło. Nie jest to jakoś wykwintnie romantyczne, ale
bardzo się cieszę z tego, że są razem.
-No a co u chłopaków? – spytała w końcu mama. A tak błagałam
w duchu żeby to pytanie nie padło.
-Eee dobrze… koncerty zaczęli znowu. – skłamałam.
-A grają gdzieś niedaleko? Może się wybierzemy? – spojrzała
na mnie z entuzjazmem.
-Nie, nie. Koncertują u siebie – rzuciłam szybko. Przecież
nie mogłam jej powiedzieć, że mnie porwano, a ja uciekłam od chłopaków
wrzeszcząc na nich żeby myśleli, że mnie zranili. – Masz pozdrowienia od Johna.
-O dziękuję. Co u niego?
-Chyba mnie polubił – starałam się uśmiechnąć. – Pytał o
ciebie parę razy.
-Może coś sobie przypomniał z czasów naszej młodości –
pokiwała głową.
-Nic nie wspominał jak na razie… - westchnęłam i ugryzłam
się w język, ale chyba jednak trochę za późno. Mama tylko spuściła wzrok. Chyba
podobało jej się za czasów, kiedy mieszkała z małym Johnem. Kiedy rozmawiałyśmy
o chłopakach raz nazwała mojego przybranego wujka „malutkim kochanym
braciszkiem”. Bardzo dotknęło ją rozstanie z nim, jednak musiała zamieszkać w
Stanach ze względu na lepsze warunki dla młodej matki. Chciałabym ją pocieszyć,
ale nie wiem jak… Czasem odnoszę wrażenie, że zniszczyłam poniekąd tej kobiecie
życie, bo „urodziłam się za wcześnie”, ale wtedy przypominam sobie zdjęcie
uśmiechniętej 18-latki z noworodkiem na rękach. W jej oczach widać wyraźną
dumę, pewność siebie i matczyną miłość. Trzyma maleństwo ginące w grubym
różowym kocyku i tuli je do piersi. Widać od razu, że bardzo je kocha. A tym noworodkiem
na zdjęciu jestem ja. Tą uwiecznioną chwilę trzymam w specjalnym pudełku pod
łóżkiem. Jest tam również moja pierwsza lalka, którą całą zamalowałam mazakiem
na zielono, moja sukieneczka z okresu przedszkolnego, papierek po czekoladzie,
którą dostałam od Jamesa - mojego przyjaciela z piaskownicy – oraz wiele innych
rzeczy, kryjących za sobą niezapomniane chwile z przeszłości.
-Przepraszam was na moment – powiedziałam szybko i prawie
biegiem poleciałam do swojego pokoju. Zaczęłam opróżniać wszystkie kieszenie i
wyrzucać ich zawartość na łóżko. Papierki, papierki, patyczek po lizaku –
cholera, nie ma. Otworzyłam swoją walizkę i z niej zaczęłam wszystko wyciągać.
Książka, kartki, ubrania… nieeee, podpasek też nie szukam. W końcu otworzyłam
portfel – bingo! Bilet na koncert Led Zeppelin, po którym poznałam chłopaków.
To musiało znaleźć się w moim pudełku. Ostrożnie i z namaszczeniem wysunęłam je
spod łóżka. Wpatrywałam się przez chwilę w jego zawartość, kalkulując czy
wszystko jest na swoim miejscu, ale na szczęście nikt nic nie ruszał. Jakby się
zastanowić to chyba nikt o nim nie wiedział poza mną i roztoczami spod łóżka.
Wzięłam do rąk bilet i przyjrzałam mu się dokładnie. Na samym środku w górnej
części widniało logo zespołu, niżej miejsce i data koncertu. Po prawe stronie
widniał jeszcze kawałek ceny i zaznaczenie miejsca pod sceną, ale pan, który
kasował bilety, nie potrafił urwać papierka w linii prostej i straciłam przez
to prawie pół biletu. Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie i schowałam ten kawałek
zadrukowanej kartki z wartością sentymentalną do pudła. Zamknęłam je i wsunęłam
na swoje miejsce.
Kiedy
zeszłam na dół w salonie panowała ożywiona rozmowa.
-Córciu, Eric chce nas zabrać do Hiszpanii, co ty na to? –
spojrzała na mnie mama z uśmiechem, który zastąpił smutną minę sprzed pięciu
minut.
-Do Hiszpanii? – zrobiłam wielkie oczy – Ale poważnie?!
-Jak najbardziej – odparł pewny siebie Eric.
-Jasne! Hiszpania to moje marzenie od kiedy pamiętam! –
usiadłam w fotelu i czułam jak moje wargi rozciągają się w coraz szerszy
uśmiech.
-Początek przyszłego miesiąca, pasuje wam?
-Oczywiście, że tak. Chyba nawet dostanę urlop – odparła
mama. Polecę do Hiszpanii. Od zawsze chciałam się tam znaleźć chociaż na jeden
dzień, a teraz to się spełni. Nie wierzę!
***
Obudziło
mnie głośne, ale krótkie pukanie do drzwi mojej sypialni. Ledwie zdążyłam
otworzyć oczy, a w moim pokoju już było o jedną osobę więcej. Odruchowo
zakryłam się kołdrą po sam nos, chociaż miałam na sobie piżamę.
-Wstaaaaaaaaajeeeeeemyyyyyyy! –zawołał radośnie chłopak
stojący przed moim łóżkiem, wyraźnie niewzruszony tym, że była godzina 9:30.
Przetarłam szybko oczy i spojrzałam na jego twarz.
-James! – pisnęłam radośnie i w ułamku sekundy rzuciłam mu
się na szyję. Przyjaciel okręcił mnie parę razy i postawił na ziemi. Odsunął
się na długość ramion i zmierzył badawczym wzrokiem.
-No, cała i zdrowa, masz szczęście – powiedział śmiertelnie
poważnie, ale kąciki ust mu zadrżały.
-A jeśli wróciłabym bez oka to co? – uniosłam brew.
-To byśmy po nie wrócili – wyszczerzył się i ja zaczęłam się
śmiać. Cały James. – Słyszałem, że wybrałaś się w podróż życia. Opowiedz mi
wszystko wszystko.
-Wszystko wszystko? To może zacznę od tego, że się ubiorę –
poklepałam go po ramieniu, ale ten nie zareagował – To znaczy, że masz wyjść.
-Jak byłaś mała to się mnie nie wstydziłaś – stwierdził z
udawanym smutkiem.
-Idź sprawdź czy cię nie ma na dworze – wypchnęłam go za
drzwi i szybko je zamknęłam na klucz. James, jak to on zaczął śpiewać jakieś
smutne pieśni wymyślając na poczekaniu teksty. Tym razem wyszło:
„Dlaczego nie chcesz mojej pomocy
Ubrania spodni zaraz po nocy
I zamiast tego wyganiasz mnie za drzwi
Bym sprawdził czy… czy…”
-„Czy mój dzwonek zabrzmi?” – otworzyłam drzwi i parsknęłam
śmiechem widząc go siedzącego po turecku na podłodze.
-Właśnie, poetko. Idziemy do baru na śniadanie – oznajmił
wesoło James, podnosząc się z oporem z podłogi. Był niewiele wyższy ode mnie,
ale strasznie chudy, jednak wciąż ważył więcej niż ja (uff). Jego długie blond włosy zawsze idealnie
prosto opadały na ramiona. Człowieku, jak ty to robisz, że zawsze układają się
tak jak chcesz?
Moja mama nie miała nic przeciwko zjedzeniu poza domem, co
trochę mnie zdziwiło. Przeważnie zaczyna się gadka o „śmieciowym jedzeniu” i o
tym jakie to niezdrowe. W trakcie jedzenia śniadania w naszym ulubionym barze
zostałam zmuszona do opowiedzenia o swojej przygodzie z Led Zeppelin. James
słuchał z szeroko otwartymi ustami i chyba nie dowierzał w niektórych momentach.
Trochę faktów pominęłam, lepiej żeby nie wiedział o całowaniu się z Jimmym,
porwaniu i paru innych historiach.
-I co było za tymi drzwiami? – spytał w końcu gdy skończyłam
swoją opowieść.
-Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami. – Mówiłam ci, że
prawie mnie John przyłapał, a później jakoś tak wyszło, że nie miałam czasu
sprawdzić.
James znów pokiwał głową z niedowierzaniem i chyba trochę
podekscytowany tym co usłyszał poszedł zapłacić. Postanowiliśmy się jeszcze
trochę powłóczyć po parku, jak to robiliśmy za dawnych lat. Nawet nasza
ulubiona ławeczka stała w tym samym miejscu od dekady. W przeciągu kilku minut
usłyszałam co najmniej 7 pomysłów na to, co może znajdować się za tajemniczymi
drzwiami w domu Page’a. Wysłuchałabym pewnie
jeszcze więcej, ale w pewnej chwili podbiegł do nas mały kundelek merdający
wesoło ogonkiem.
-Co byś chciał maluchu? – spytał mój przyjaciel i pogłaskał
czworonoga. Ten zaszczekał raz i usiadł przed nami, wysoko unosząc pyszczek. Był
zadbany, wyczesany i wyglądał dziwnie znajomo.
-Chwila… - spojrzałam uważnie na psa i zamarłam- To Roger!
Ten piesek, o którym ci opowiadałam.
-Serio? Ale przecież mówiłaś, że tamten był brudny i
zaniedbany, a ten wygląda jakby miał właściciela…
-Dam sobie rękę uciąć, że to Roger! Patrz – pokazałam mu
łatkę na uchu psiaka. – Ale skąd on tu… Jezu.
Nagle po całym ciele przeszedł mnie dreszcz. Zerwałam się z
ławki i zaczęłam szybko iść przed siebie.
-Dżej! Ej, co się dzieje? – zawołał James i pobiegł za mną,
tak jak i piesek. Nic nie odpowiedziałam tylko pobiegłam w stronę domu i
wpadłam do środka niczym antyterrorysta do budynku pełnego przestępców. To co
zastałam w salonie zamieszało mi w głowie. Ktoś siedział w fotelu i wesoło rozmawiał z moją
mamą. Kiedy mnie zobaczył wstał na równe nogi i rozłożył ramiona jakby chciał
mnie przytulić.
-Jane! –zawołał.
-Jimmy… - wyszeptałam.
Rozdział genialny.
OdpowiedzUsuńJuż się bałam że go nie dodasz :(
Więc tak...naprawdę nie umiem pisać komentarzy, ale postaram się.
Eric wydaje się miły i do tego zabiera Dżej do Hiszpani. James ta samo, widać było że zainteresował się tą sprawą z tajemniczymi drzwiami (ja tak samo... nie mogę się doczeka. Może to będzie związane z tym Crowley'em, na którego punkcie Jimmy miał małą obsesję?) no właśnie Jimmy, czyżby pan Page się zakochał? Nie mogę doczekać się następnego rozdziału :) Jak napisałam wcześniej rozdział bardzoooo mi się podoba. I przepraszam za ten dupny komentarz...
Niestety nie skomentuję piętnastki, gdyż do niej nie dotarłam. Kilka dni temu natknęłam się na twojego bloga i zaczęłam czytać. Bardzo podoba mi się motyw i kiełkująca akcja. Gdy tylko nadrobię zaległości, coś naskrobię.
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia ;)
O Hendriksie, o Hendriksie, o Hendriksie, o Hendriksie, o Hendriksie, o Hendriksie!! Jimmy! Co on tam robi??! Jak? Co? PO co? Kiedy? Skąd???! Niemożliwe! Nie, nie, nie! Wow. No to mnie zaskoczyłaś. Co on chce? Czy przyjechał sam? Czy tak z własnej woli, czy tak przejazdem? W jakim celu? Na pewno chce porozmawiać z Dżej, ale o czym konkretnie? Chce jej wyznać miłość? Czy tylko się dowiedzieć czemu tak uciekła bez żadnych wyjaśnień? W zasadzie bardziej spodziewałabym się, żeby to John się doszukiwał wszystkich niewiadomych związanych z wyjazdem Dżej. Hmm... Mam tyle pytań!
OdpowiedzUsuńCiąg dalszy... Chłopak z długimi blond włosami śpiewający...! Achh... Cóż to musi być za chłopak! Dżej to szczęściara. XD
I Roger! Oto znów on! Ten pies zwiedzi z Zeppelinami cały świat! :) Czyżby Jimmy go sobie przywłaszczył?! XD