poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 2



Ogromna scena, przed którą  pięćdziesiąt tysięcy ludzi czekało na mój występ. Nigdy wcześniej nie grałam, nigdy nie siedziałam za bębnami, a teraz mam zagrać solówkę. Dziwne, nawet bardzo dziwne. Ręce trzęsły mi się tak bardzo, że ledwo utrzymywałam pałeczki. Ale wraz z pierwszym uderzeniem zaczęłam wymiatać!
-Obudź się księżniczko – usłyszałam głos Roberta, na którego kolanach spoczywała moja głowa. Otworzyłam wolno oczy, podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Samolot wydawał się być pusty.
-Z tego co pamiętam to zasnęłam przy Jimmym. – wymamrotałam po chwili.
-Tak, tak, ale Peter chciał z nim pogadać. – Robert uśmiechnął się przepraszająco. - A my musimy już wstawać i idziemy na obiad. Wszyscy już wyszli. – zachęcił mnie gestem ręki do wstania.
Przeczesałam włosy palcami, poprawiłam koszulkę i wyszłam z samolotu.  Poszliśmy do restauracji, znajdującej się zaledwie ulicę od lotniska. Oczywiście podczas tej krótkiej drogi nie obeszło się bez rozdania przez Zeppelinów kilku autografów. Pomyślałam, że jeśli z nimi zostanę na dłużej to będę musiała się do tego przyzwyczaić. Sama interakcja z fanami nie była taka denerwująca, chodziło bardziej o nachalność niektórych ludzi. Jeżeli chodzi o dziewczyny to gdy tylko zobaczyły mnie w towarzystwie chłopaków, zaczęły szeptać coś do siebie i wytykać mnie palcami.
W restauracji mieliśmy już zarezerwowany stolik. Trochę nieswojo czułam się widząc te wszystkie wykwintne i drogie dania. Byłam przyzwyczajona do zwykłych domowych obiadów, dlatego taki luksus sprawił, że poczułam się lekko zmieszana, a jednocześnie mile zaskoczona. Elegancko ubrani kelnerzy poruszali się z niezwykłą zwinnością i gracją pomiędzy stolikami. Slalomem omijali gości, aby donieść nam zamówienia lub zapytać czy mamy ochotę na deser.
                Najedzeni opuściliśmy lokal i limuzyną pojechaliśmy do hotelu.  Chłopcy mieli dać następnego dnia koncert, więc musieli wypocząć. Jednak z tego co się o nich zdążyłam naczytać wiedziałam, że ta noc nie będzie należała do spokojnych.
Weszliśmy do recepcji, gdzie za długim blatem stała śliczna brunetka z przyklejonym sztucznym uśmiechem – typowa recepcjonistka. Peter zamienił z nią parę słów, po czym dostał klucze do pokoi i wspólnie – biorąc ze sobą bagaże- wsiedliśmy do windy. Miałam wrażenie, że jazda w górę nigdy się nie skończy, ale w końcu było zbawienne ‘dzyń’, na którego dźwięk lekko się zaśmiałam przez co spotkałam się z krytycznym spojrzeniem Bonhama. Gdy znaleźliśmy się już na korytarzu przetarłam oczy ze zdziwienia. Znajdowaliśmy się na najwyższym piętrze, w tak zwanej sekcji vip, drzwi z drzewa mahoniowego,  były w równej odległości, na samym końcu znajdowało się ogromne okno do którego jeszcze nie miałam odwagi podejść, ze względu na mój lęk wysokości, kolejnym plusem było to, iż cały poziom był tylko dla nas. Dopiero po chwili spostrzegłam, że przy jednym z pokoi stoi Peter i przygląda mi się, poczułam się trochę zażenowana, ponieważ jego mina wyraźnie mówiła, iż ma mnie za idiotkę, jednak wszystko się zmieniło, gdy przez jego twarz przebiegł niewielki uśmiech skierowany w moją stronę.
-Zazwyczaj jest tak, że chłopcy w czwórkę biorą jeden pokój, a ja drugi. – zlustrował wzrokiem chłopaków, żeby przywołać ich do porządku. - Pomyślałem jednak, że przyda ci się trochę prywatności i zarezerwowałem ci osobne lokum. – po tych słowach wręczył mi klucz do którego doczepiony był breloczek z moim imieniem.
-Świetnie… – odparłam bez większych emocji.
-No chyba, że nie chcesz… - spojrzał na mnie bez cienia jakiegokolwiek uczucia. Miałam wrażenie, że ten człowiek podchodzi do wszystkiego profesjonalnie i z kamienną twarzą.
-Ależ oczywiście, że chcę! – wyrzuciłam te słowa tak szybko, w obawie, że mężczyzna się rozmyśli. -Dzięki Bogu, że pan o tym pomyślał! – wymusiłam trochę zbyt szeroki uśmiech, przez co rozbolały mnie policzki.
-Przyjdź wieczorem do nas – uśmiechnął się Robert, gdy otwierałam drzwi.
 Nic na to nie odpowiedziałam, tylko nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Odłożyłam walizkę i rzuciłam się na łóżko stojące na środku pokoju. Leżałam zupełnie nieruchomo, gapiąc się w sufit i próbując sobie wszystko poukładać. Tyle się dzisiaj działo, ale chyba wreszcie czuję się szczęśliwa. Odnalazłam wujka – jedyną rodzinę poza matką.  Mimo tych kilku godzin nadal ciężko mi było uwierzyć, że poznałam tak sławnych ludzi. To pewnie sen i jutro obudzę się w swoim łóżku.
„Muszę się ogarnąć” – westchnęłam głośno i poszłam do łazienki. Przebrałam się, przemyłam twarz i uczesałam włosy. Nie wiem o której dokładnie miałam zawitać u chłopaków, więc poszłam na wyczucie. Chyba trafiłam w idealnym momencie. Zapukałam nieśmiało i gdy usłyszałam upragnione ‘proszę’ znalazłam się w środku. Zeppelini otwierali właśnie Daniels’a i kolejną paczkę papierosów. Znów poczułam się nieswojo, gdyż w moim domu nigdy nie było nikotyny, a alkohol pojawiał się tylko w jakieś ważniejsze dni. Wszyscy przywitali mnie z entuzjazmem, a ja uśmiechając się niepewnie, usiadłam na kanapie obok Johnes’a. Wesołe pogawędki trwały, a ja stopniowo się rozluźniałam. Dostałam do ręki kubek Jack’a, którego wolno sączyłam łyk po łyku. W między czasie Bonzo zawołał Jimmy’ego na stronę,  który posłusznie poszedł, a wrócił jeszcze szczęśliwszy.
Nagle do apartamentu wszedł Peter otoczony kilkoma dziewczynami. Jedne z nich na pewno były bliźniaczkami. Ten sam wygląd twarzy, ostry makijaż i tlenione włosy. Towarzyszki Petera od razu czuły się jak u siebie. Przez chwilę myślały, że jestem jedną z nich, jednak przez mój dystans do nich od razu straciły zapał.
-No to zaczynamy imprezę panowie – oznajmił zacierając ręce, a przyprowadzone kobiety szybko dosiadły się do chłopaków. Gwałtownie stanęłam na równe nogi z myślą o opuszczeniu tego pokoju.
-Muszę już iść – oznajmiłam półgłosem, dlatego usłyszał mnie tylko Jimmy znajdujący się najbliżej mnie. Musiałam przedostać się przez wąską szczelinę między kanapą a stolikiem, byłam już gotowa jednak za rękaw chwycił mnie Jimmy.
-Zostań, proszę. Noc jeszcze młoda. – wymamrotał, patrząc na mnie rozszerzonymi źrenicami
-Wybacz, ale jestem zmęczona. – odwróciłam się i czym prędzej wróciłam do siebie.
Naprawdę chciało mi się spać, a tamte groupies, jak mniemam, dały mi okazję żeby wyjść. Położyłam się plackiem na łóżko z nadzieją, że zasnę w spokoju. Niestety bardzo się myliłam. Po chwili rozległy się jęki i i głośne wzdychania kobiet oraz śmiechy. Uwielbiam Led Zeppelin, ale w tamtym momencie zaczęłam na nich kląć wszystkimi znanymi mi przekleństwami. Jakby tego było mało, co jakiś czas ktoś uderzał różnymi rzeczami o ścianę. Niewiele brakowało, a wstałabym z łóżka i powędrowała do nich, żeby  wszystko im wygarnąć, ale powstrzymywała mnie myśl o możliwości wpadnięcia w sam środek jakiejś orgii, zresztą nie chciałam się za bardzo narażać wujkowi, przecież równie dobrze mógł mnie zostawić w jakimś odległym zakątku świata. Schowałam głowę pod poduszkę, zakrywając sobie uszy. Dużo czasu zleciało nim zasnęłam.
                Obudziły mnie promienie słońca świecące mi prosto w oczy. Moją pierwszą myślą było „pieprzone słońce”, bo wiedziałam, że już nie pośpię dłużej. Ogarnęłam się, ubrałam i ze strachem poszłam do chłopaków. Bałam się tego, co tam zastanę. Czułam, że będzie brud, syf i laski z wczorajszej nocy. Jednak to co zobaczyłam zamurowało mnie. Idealny porządek, Bonzo i Robert spali w łóżkach, Jimmy na podłodze, a John coś czytał.
-Kiedy będzie próba? – zapytałam w pewnej chwili Johnes’a.
-Za pół godziny – odpowiedział patrząc na zegarek – Trzeba ich obudzić… - westchnął głęboko. - Wstawać leniwce jedne! Idziemy na próbę! – zaczął ściągać z nich kołdry.
Wszyscy zerwali się na równe nogi. Bonham chyba nadal nie był zadowolony z mojej wizyty, wnioskuję to z jego miny na mój widok, natomiast Jimmy uśmiechnął się szeroko i wskazał mi kciuk uniesiony w górę.
                Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do miejsca, gdzie wieczorem mieli grać. Była to ogromna sala, która spokojnie pomieści kilka tysięcy ludzi. Ekipa w mgnieniu oka rozstawiła cały sprzęt na scenie i Zeppelini  byli gotowi do próby.  Zaczęli od ‘Communication breakdown’ i widać, że już na wstępie się świetnie bawili. Jimmy co jakiś czas mierzył mnie wzrokiem, Plant się uśmiechnął, John również, a Bonzo całkowicie zatracił się w swojej pasji. Zagrali jeszcze kilka utworów, co zakończyli wspaniałym ‘Baby I’m gonna leave you’.  Zawsze przy tej piosence się uspokajam i zaczynam dumać nad wieloma sprawami. Nagle pomyślałam o mamie… Ciekawe co teraz robi. Została w domu, zostawiłam ją samą. Pewnie biedna się o mnie zamartwia. Po co w ogóle się w to pakowałam?
-Nad czym tak myślisz? – Page znalazł się nagle przy mnie.
-Jezu! Nie strasz mnie! – odwróciłam się gwałtownie czując na sobie czyiś oddech.
-Wystarczy ‘Jimmy’ – zaśmiał się.
-Haha, bardzo śmieszne. – zaśmiałam się sztucznie. - Zapamiętaj jedno: nigdy, ale to przenigdy nie wyrywaj mnie z zamyślenia, bo może się to dla ciebie źle skończyć. – rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie i uśmiechnęłam się. – A teraz przepraszam panów na chwilę, ale muszę wyjść.
-Gdzie idziesz? – zaciekawił się Robert.
-Przed siebie. – odparłam szybko i nie czekając na dalsze reakcje wyszłam.
 Nie znałam miasta, nie wiedziałam nawet na jakiej ulicy się znajduję. Podszedł do mnie jakiś bezdomny, malutki kundelek. Przeszłam parę ulic, a piesek wciąż mi towarzyszył. Przykucnęłam na chwilkę żeby go pogłaskać, bo patrzył na mnie swoimi wielkimi oczyma.
-Czemu za mną idziesz mały? – zapytałam, jakby miał mi odpowiedzieć. Dżej, pies nie gada, ogarnij się. Poczochrałam go po głowie, a on zamerdał zabłoconym ogonem. Patrzył na mnie tak, jakby chciał się uśmiechnąć i powiedzieć ‘głowa do góry’.  Wtedy zmiękło mi serce. Wzięłam go na ręce, pomimo tego, że był cały brudny i chciałam wrócić, ale za cholerę nie wiedziałam jak. I co teraz? Oddalając się od sali w ogóle nie skupiłam się na drodze, bo na zmianę myślałam o mamie i podążającym za mną psie. „Fuck!” – to jedyne słowo przychodzące mi na myśl. Wiedziałam, że zdenerwowanie teraz nic mi nie da, więc postanowiłam zachować zimną krew. Wsadziłam jedną rękę do kieszeni, w drugiej nadal trzymałam psa i zaczęłam intensywnie myśleć. Jedyne co mi przyszło do głowy, to to, że mogę kupić jakąś mapę tego miasta i może to mi choć trochę pomoże, a i oczywiście kupię karmę dla tego wygłodzonego zwierzęcia.

18 komentarzy:

  1. Fajne to, to..
    Trochę szkoda, że nie zaczęłaś od początku, od tego jak dziewczyna odkryła, że jej wujkiem jest jeden z muzyków, tylko od razu napisałaś o spotkaniu z Zeppelinami, ciekawi mnie też jakie zdarzenia popchnęły ją do tego by odnaleźć Bonhama.
    Pozdrawiam, HMDA, Yavfar :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten początek mam w zapiskach w zeszycie i spokojnie, wszystko się wyjaśni w kolejnych rozdziałach :D

      Usuń
  2. Podoba mi sie. :) Tylko czemu Bonham to taki egoista i chuj? Czekam na dalsze losy tego opowiadania. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba xD Za niedługo może ogarnę następny rozdział ;3

      Usuń
  3. super czekam na nową!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Eeeej to jest fajne. Kiedy będzie kolejny rozdział? Pozdrawiam HMDA :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny rozdział będzie jak znajdę troszkę czasu i weny ;P HMDA ^^

      Usuń
  5. Jak tam z rozdziałem...? ;) I zapraszam do mnie na prolog i 1 rozdział. W następnym będzie niespodzianka, która chyba cię ucieszy, ale nic nie mówię... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytam dzisiaj :3 lubię niespodzianki ^^ a kolejny rozdział już zaczęłam :D

      Usuń
  6. DŻEJ, PISZ TEN NOWY ROZDZIAŁ! :3
    / Mejsoneg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam już początek! Obiecuję, że w weekend będzie na 100% :3

      Usuń
  7. O mój szatanie o: W końcu widzę blog z moim kochanym pejdżem <3
    Bardzo mi się podoba, styl pisania - świetnie, miło się czyta, jednym słowem już się zakochałam ^^
    Co dalej?
    No nie wiem co dalej dziewczyna pewnie przygarnie pieska i będą go wychowywać (co?) z Pejdżem (2xco?), bądź z Plantem :D Masz do wyboru dwie osoby xD
    Za wiele chyba nie napisze ;_; po prostu czekam na nowy rozdział
    + żeby nie zabrakło nam na świecie moi mili chamskich reklam zapraszam do mnie na aerosmithowe shitowe coś :D (opowiadanko) albo też o Led zeppelinach ale chuj to inne konto, za dużo wymagam ;_; lepiej skończę komentarz bo zaraz zacznę pisać jako Joe albo Jimmy albo Briana i co wtedy DDD:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już idę właśnie po zeszyt, w którym mam zaczęty rozdział. A co do reklamy: bardzo proszę, wszyscy się reklamują xDD

      Usuń
  8. U mnie nowy. A jak tam z rozdziałem? Ja się niecierpliwię! Obiecałam sobie, że przy następnym rozdziale wrzucę cię do obserwowanych i już ledwo się powstrzymuję, żeby tego nie zrobić teraz!

    OdpowiedzUsuń