sobota, 27 września 2014

ROZDZIAŁ 10



Witam, kochani!

To już 10 rozdział. Chciałabym Wam bardzo serdecznie podziękować za ponad 2100 wyświetleń, 14 obserwatorów, 80 komentarzy, które bardzo mnie motywowały do pisania oraz za to, że wciąż jesteście po tych 9 miesiącach, mimo lepszych, jak i gorszych rozdziałów. Jesteście wspaniali.

Dziękuję Wam z całego serca ♥

     Zbiegłam szybko na dół. Jak oni mogli ujeżdżać krowę, skoro za płotem mieli stado koni?
-No i jak się spało? – spytał z uśmiechem Jimmy.
-Biedna krówka – ominęłam jego pytanie.- Mało macie koni obok?
-Ej no, nie bulwersuj się tak… - powiedział ostrożnie Robert. Nic na to nie odpowiedziałam, tylko wywróciłam oczami i chciałam wrócić do domu. Niestety, idąc w samych kapciach poślizgnęłam się na trawie i wpadłam prosto do lepkiego błota. Świetny początek dnia, nie ma co.
-Kuuuuuuuuuuuurrr… - ugryzłam się w język, żeby nie puścić salwy wulgaryzmów. Spojrzałam na chłopaków, którzy byli bliscy śmiechu. Jednak widząc moje groźne i wymowne spojrzenie skutecznie się powstrzymali. Po krótkiej chwili Jimmy podszedł szybko do mnie i pomógł mi wyjść z kałuży.
-Mam to błoto we włosach – zaczęłam marudzić.
-I na twarzy, i nogach, i plecach…
-Nie pomagasz, Jimmy – skarciłam go, a brunet od razu się zamknął. Wróciłam szybko do domu i pomknęłam do łazienki zostawiając błotniste ślady stóp na podłodze. Weszłam szybko pod prysznic i dokładnie wyszorowałam ciało. Poczułam ulgę gdy lepka maź już się do mnie nie kleiła. Owinęłam się ręcznikiem i rozejrzałam po łazience. Nie wzięłam czystych ciuchów, no fajnie. W samym ręczniku poszłam do pokoju, pchnęłam drzwi i… nic. Ani drgnęły. Spróbowałam jeszcze raz – znów nic. Spojrzałam przez dziurkę w drzwiach, klucz zniknął.
-Ja ich kiedyś zabiję – prychnęłam pod nosem. Trzymając mocno ręcznik, aby nie zsunął się z mojego ciała, zeszłam na dół. –Klucz poproszę.
-Jaki klucz? – uniósł brew Robert.
-Z mojego pokoju.
-Ja go nie mam –odparł z udawaną powagą, którą od razu dało się wyczuć. Podeszłam do niego i zaczęłam go łaskotać, jedną ręką wciąż trzymając ręcznik. Wtedy z jego kieszeni wysunął się metalowy przedmiot, który od razu wzięłam.
-To było zbyt proste – zaśmiałam się pod nosem i poszłam do pokoju się ubrać. Aby mieć pewność, że znów nie wytną mi tego samego numeru, schowałam klucz do szafki i zadowolona zeszłam na dół. Zrobiłam sobie herbaty, posłodziłam i usiadłam w salonie.
-To co dziś robimy? – spytałam siedzących w salonie chłopaków.
-Myśleliśmy nad tym żeby iść do lasu na spacer. – odpowiedział Bonzo.
-A co z Johnem? On przecież nadal leży w łóżku.
-Lekarka do niego przyjdzie. – uśmiechnął się Jimmy – Z resztą to duży facet, nie potrzebuje opieki przez 24 godziny.
-No w sumie racja –wzruszyłam ramionami i napiłam się herbaty. W tej chwili poczułam na języku mnóstwo soli. Od razu wyplułam ją na podłogę. Ktoś podmienił cukier z solą.
-Dobra, co to ma być? – spojrzałam z wyrzutem na chłopaków, którzy zwijali się ze śmiechu.
-Herbata – powiedział Jimmy przez śmiech. Posłałam mu groźne spojrzenie i poszłam do kuchni szukając czegoś, co zmieniłoby smak w moich ustach. Co im odbiło? Prima Aprilis? Przecież kwiecień już był.
                Ostrożnie wykonywałam każdą czynność, gdyż nie wiedziałam czy jeszcze czegoś nie wymyślili. Weszłam do swojego pokoju i w jednej chwili się zatrzymałam. Nie mogłam się ruszyć, więc spojrzałam pod swoje nogi. Lepka  folia, sprytnie, ale tego było już za wiele. Czemu oni się tak na mnie uwzięli?
                Dokładnie obmyśliłam plan działania, bo przecież nie mogłam tak bezczynnie dawać się im robić w konia. Jimmy właśnie poszedł się umyć, więc pewnie umyje też włosy, a później będzie je suszył w swoim pokoju. Poszłam do jego sypialni, szybko odnalazłam suszarkę i nasypałam do niej mąki. Ale się zdziwi. Teraz czas na Roberta. Przeszukałam cały dom, a gdy przechodziłam koło pokoju Jonesa ten zaczepił mnie.
-Dżej, możesz coś dla mnie zrobić? – zapytał.
-Jasne – odpowiedziałam z uśmiechem.
-Zaniesiesz to Robertowi? – spytał podając mi paczkę –Byłem mu coś winien.
Kiwnęłam głową, obejrzałam dokładnie paczkę i wróciłam do poszukiwań Roberta. Blondyn siedział w swoim pokoju i palił spokojnie papierosa, siedząc na parapecie.
-To od Johna. Powiedział, że jest ci to winien. –wcisnęłam mu paczkę. Plant uśmiechnął się lekko i ostrożnie otworzył paczkę, bo czym z piskiem odrzucił ją w kąt.
-Co jest? – spojrzałam ze zdziwieniem na mężczyznę, a później podeszłam do pudełka. Wtedy coś zasyczało.
-Wąż! – krzyknął Robert, a zwierzę szybko wpełzło pod łóżko. Pisnęłam, nie poznając w ogóle swojego głosu i wybiegłam z pokoju z prędkością światła. Chciałam pobiec do siebie, jednak przez uchylone drzwi zauważyłam, że Jimmy właśnie wyszedł z łazienki, więc zaczaiłam się i uważnie go obserwowałam. Usiadł na łóżku, wytarł włosy ręcznikiem i wziął do ręki suszarkę. „No szybciej” pomyślałam. Jimmy właśnie włączył urządzenie i biały proszek wyleciał wprost  na jego twarz i świeżo umyte włosy oraz pościel.
-Co do…. – wymamrotał, nie wiedząc co się stało. Jego zdziwiona mina była bezcenna i od razu wybuchłam niepohamowanym śmiechem, który nieudolnie starałam się stłumić.
-To twoja sprawka! –otworzył szeroko drzwi biały jak śnieg Jimmy. Rzuciłam tylko szybkie „ups” i czym prędzej pobiegłam do siebie. Nie potrafiłam opanować śmiechu i zaczęłam tarzać się po łóżku. Miałam szczęście, że mnie nie gonił.
                Teraz pora na Bonza. Tylko gdzie on jest… Pewnie siedzi u siebie lub w kuchni lub w barku. Znalazłam go w tym ostatnim miejscu, siedział na wysokim krześle i wolno sączył drinka.
-Wszędzie mam mąkę! – krzyknął Jimmy.
-A ja mam węża w pokoju! – odkrzyknął Robert. Bonza widocznie zaciekawiły te wołania, więc zostawiając drinka na pastwę losu poszedł na górę. No wprost idealnie. Przejrzałam wszystkie alkohole stojące na półce, ale nic nie rzuciło mi się specjalnie w oczy. Szczerze to nie wiem czego szukałam, bo nie znam się na tych trunkach. Zauważyłam dużo cytryn, więc szybko wycisnęłam z nich sok do żółtego drinka. Wrócił i Jonh.
-O hej Dżej… - spojrzał na mnie nieco podejrzliwie.
-No czeeeść – uśmiechnęłam się i nalałam sobie soku.
–Co tam? -spytał John, aby podtrzymać rozmowę.
-A przyszłam się napić soku, już wracam na górę. Trzeba zadzwonić po jakiegoś pogromcę węży.
-Skąd w ogóle ten wąż?
-John kazał mi zanieść Robertowi jakieś pudło. Ten otworzył i wąż z niego wypełzł. –powiedziałam jakby nigdy nic. Bonzo odparł tylko cichym „aham” i napił się drinka, ale zaraz go wypluł na ladę. Nie czekając na jakąkolwiek reakcję uciekłam do salonu. 

***
                Po około godzinie przyjechał łapacz węży mając ze sobą tylko wielkie pudło. Mężczyzna był wysoki, umięśniony, ubrany w firmowy kombinezon i kapelusz na głowie. Zmierzył każdego z nas wzrokiem poprawiając palcem okulary przeciwsłoneczne.
-Gdzie ten wąż? – spytał żując wykałaczkę.
-Zaprowadzę pana – powiedział Jimmy i poszedł z mężczyzną do sypialni Roberta. Mężczyzna wszedł do pokoju i uważnie się rozejrzał, jednak nic nie mówił. Zajrzał za szafę, stolik, komodę i pod łóżko, gdzie znalazł węża. Bez wahania wsunął się pod łóżko z wyciągniętą ręką. Usłyszałam tylko głośne syknięcie i już zwierzę zostało złapane.
-I już? – zdziwił się Robert.
-I już – odparł ze spokojem pogromca pakując gada do specjalnego pudła – prześlę rachunek pocztą.
I tak jakby nigdy nic wyszedł.
Wszyscy usiedliśmy w salonie. Po minach chłopaków mogłam wywnioskować, że szykuje się rozmowa, zapewne na temat wszystkich kawałów. No w końcu należą mi się jakieś wyjaśnienia.

5 komentarzy:

  1. Jeej! Nareszcie. Nawet nie wiesz jak fajnie, że w koni jest nowy rozdział :3
    Rozdział jak zwykle świetny. Uwielbiam Twoje opowiadanie ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej... zajebiście.
    Najlepszy był moment, gdy Robert otworzył pudło z wężem.
    Wciąż słyszę jego pisk XD
    Cudowny rozdział, czekam na kolejny :***
    Życzę weny :***

    OdpowiedzUsuń
  3. Opowiadanie o Zeppelinach, ojej! Nawet nie wiesz, jak jestem Ci za nie wdzięczna!
    No i super piszesz. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejny. C:

    OdpowiedzUsuń
  4. Och rany! Mino że ma Cię w obserwowanych to blogger i tak mi nie pokazuje, kiedy coś dodasz! Muszę coś z tym zrobić. :/
    Zeppelini mają jakieś swoje własne święto, które polega na robieniu sobie psikusów czy może mają zły kalendarz? xD W sumie w domu Jimmy'ego to jak najbardziej prawdopodobne. On tam ma jakąś wieś? Krowy, konie... I skąd Jones wziął paczkę z wężem, skoro on podobno jest chory i nie może się ruszać z łóżka...? Dziwne. Na serio coś tu jest nie tak.
    Ale, jeej! Bonham już nie jest taki... wredny! Już chyba najwidoczniej polubił Dżej. Świetnie! Wszystko zmierza w doskonałym kierunku!
    Aha, i jeszcze miałam napisać o białym Jimmy'm. TO BYŁ GENIALNY POMYSŁ DŻEJ!!!!! Jimmy w mące! :) Będę się z tego śmiać cały dzień! O! Już wiem co narysuję na plastykę w szkicowniku! :P Jimmy w mące, Jimmy w mące...!
    No to tyle. Pierwszy raz komentuję jakiegoś bloga przed pójściem do szkoły! Ale jaja! XD

    OdpowiedzUsuń
  5. TO JEST NIESAMOWITE ;O
    Właśnie teraz, dzisiaj, przeczytałam całe opowiadanie. Od pierwszego rozdziału. Wiele opowiadań zaczynam czytać, ale też wielu nie dokańczam, bo z czasem mnie nudzą...
    W twoim opowiadaniu wprost z a k o c h a ł a m się!
    Jest niesamowite.
    Umierałam ze śmiechu praktycznie przy każdym rozdziale.
    A JIMMY Z TA MĄKĄ................XDDDDD
    Tylko mnie zdziwiło że kilka rozdziałów z temu Dżej nie chciała spać z Jimmym. Byłam akurat w pokoju z moją siostrą i mówię: ''No njeee, ale ona jest głupia, nie chciała spać z Page'em!''
    Moja siostra uświadomiła mi, że niektórzy mają coś, co nazywa się ''zasady moralne'' XDDD
    No cóż, podsumowując, to opowiadanie niesamowicie mi się podoba. Dodatkowym plusem jest to, że dbasz o ortografię i interpunkcję (to może wydawać się oczywiste, ale niektórzy tego nie robią ;;)
    Oby wszystkie kolejne rozdziały były tak świetne jak do tej pory ;D

    OdpowiedzUsuń